Raz w samej archikolegiacie w Tumie
Grał organista w kobiecym kostiumie.
Proboszcz mdlał i wzbraniał:
„Nie do wytrzymania!
Z transwestytą pracować nie umiem!”
*
W mieście Turynie na spinettinie
Raz archidiakon grał w pelerynie.
A że z ministrantami
Lubił ćwiczyć parami,
Grali wszystko, co się nawinie.
*
Tuż przy Pigalle na wirginale
W zdobnym infułat grał pektorale.
A że złożył był śluby,
To – choć obok cheruby –
Najbardziej gorzkie z gorzkich grał żale.
*
Na fisharmonii raz w mieście Anjou
Grał prałat w kapie barwy oranżu.
By wzmóc chorały,
Deptał pedały,
Niczego wcale nie chcąc w rewanżu.
nie znam się, ale mam nieodparte wrażenie że Anjou nie wpada w rytm z oranżu. ani się chyba nie ryma. A Ty się rymasz, suko?
jak nigdy!
oh! [i oddała się fantazjowaniu nt. rymania i wydzieliny w kolorze oranżu]
a nawiasem mówiąc, to gdyby limeryki dziki miały swoją stronę na fejsbucze, to od razu bym zalajkowa’a, a nawet zaczepi’a, gdyż je bardzo gustam. Najsamprzód opadła mi szczęka, a potem nie mog’am zamknąć jej ze śmiechu.
[[nastąpił poniewczas]]
zaaaajebiste, drogi tadeuszu :)
kłaniam się!