Car si tu laisses tout fuir d’entre tes mains, c’est que tu as renoncé à saisir. Et la licence n’est que renoncement à être. Et tu te désespères de ces trésors qui, l’un après l’autre, meurent usés. Car la fleur se fane mais elle devient graine pour toi, et toi qui croyais à la fleur autrement qu’en un lieu de passage, tu te désespères.
[Saint-Exupéry, Citadelle]
Jeśli bowiem wszystko przecieka ci przez palce, to dlatego, że zrezygnowałeś z chwycenia czegokolwiek. Rozwiązłość jest rezygnacją z życia. Rozpaczasz, myśląc o bogactwach, które zużywają się i niszczeją. Kwiat bowiem więdnie, ale staje się dla ciebie ziarnem; a jeśli kwiat był dla ciebie czymś więcej niż miejscem, które się mija, popadasz w rozpacz.
[Twierdza, przeł. A. Olędzka-Frybesowa]
Próbowałam czytać Twierdzę jakoś w liceum i nie mogłam. Odnotowałam zaskakująco apodyktyczny ton i się zniechęciłam.
mi się też ta książka na pierwszy rzut oka nie bardzo, bo i biblijnie, i mentorsko. ale mmm niedawno dostał, a bardzo chciał przeczytać, i przeglądałem u niego. i właśnie na takim fragmencie mi się otworzyło.
przykuł moją uwagę i jakoś zafrapował, choć nie zgadzam się z twierdzeniem, że „rozwiązłość jest rezygnacją z życia”. ale to o kwiatach, hm, to jest dobre. dobry argument, ale na poparcie innej tezy, dla mnie.
Ja natrafiłem na Twierdzę kilka lat temu, pewnego sierpnia spędzonego w starym domu w P-nie. Nie zdała mi się apodyktyczna, jednak nie bardzo też do Czytania; trochę przez kontekst, lecz bardziej narrację, która gubi się w dusznych, gorących meandrach przypowieści bez puenty… Tak jakby łazić gdzieś po pustyni, w lekkiej malignie, próbując chwycić odległe miraże, pokusę sensu, który za chwilę gdzieś się rozpływa. Pozostawiając z pustymi rękami, które już świerzbią by znowu coś chwycić. To chyba właśnie jest trochę rozwiązłe ;-) Tak dopłynąłem gdzieś do połowy, i wiem że kiedyś do Twierdzy wrócę [JF ma pewnie gdzieś w swoich szufladach], lecz teraz chyba bym nie mógł [co napisawszy, już czuję że chciałbym:-].
No i te kwiaty… parę dni temu, w przebłysku lekko pijanej jasności, tak to mniej więcej mi się wysnuło: Jeśli nie miejscem [w jakiej przestrzeni?], to po co wracać… U mnie zaczeło się jakiś czas temu, rodzinne miasto, które się zmienia, znikają kolejne miejsca z dzieciństwa, wszystko się robi gładkie i śliczne [już Euro[pa]], ale też obce; no i jest więcej płotów, ogrodzeń… Zostaje ziarno, można więc znaleźć nowy ogródek, ale to znaczy że cykl znów się zamknie. Dlatego czasem już wolę Mijać… [spojrzawszy może tylko na chwilę].
O bogowie/ O Losie,
Najwyraźniej to kara, za pożyczenie z nieooddaniem ;-)
Przypadkiem znalazłem książkę otworzywszy kredens [p/o biblioteczki] po coś innego. Musiała tam leżeć przez kilka lat już. Przez chwilę miałem creepy wrażenie, że na mnie czekała… Jak nie Rubuk do Twierdzy… ;-)
Nauczony doświadczeniem, otwieram na chybił-trafił. Na szczęście nie [rozdział] XVII ;-)
kiedy wzywasz boga i losu, jesteś jak danuta stenka w orestei ;p
znalazłeś niechcący twierdzę? łooo.
no i na czym ci się rozwarło?
Już nie pamiętam, ale za daleko, nic nie rozumiałem.
Zacząłem więc od początku, po 3 rozdziałach zapadłem w drzemkę, miałem sny duszne, gdzieś jakaś wojna, gorąca pustynia. Potem już były inne lektury, na razie ową zatem odkładam, tym niemniej drzwi znów zostały otwarte … Może więc sierpień, jak będzie znów upał…
Dziś zachwyciło mnie słowo: melizmaty [… :-] Szczerze, nie miałem pojęcia, że jest… Myślałem chwilę, że neologizm, ale jak fajnie oddaje… właśnie taką, hmm, melizmatyczność, dokładnie jak w Twierdzy. Byłem zawiedziony dowiedziawszy się wkrótce, że tak, istnieją; słuchając hymnów kościelnych w tle, myślę, że coś jednak jest w tym podobnego …
to ci doktorowa pewnie powiedziała o „pierdolnikach”? jeśli nie – patrz słowniczek na dziku :-)
zaiste, dokładnie to rzekla :)
ależ ona przewidywalna ;p