Archives for the month of: Październik, 2012

– Ja mam problem z weryzmem.

– Jaki?

– Bo, widzisz, on jest taki…

– Nieprawdziwy?

– Otóż to!

– No i w tym jest właśnie prawda.

– Jest jakiś taki karykaturalny.

– Przecież mówię.

– Nie sezon już na czereśnie, teraz śliwki węgierki.

– Po części się wylizał.

– Z kim?

– Po czym!

– Widziałeś tych dwóch?

– No. Dziwni.

– Nie wyglądało to na randkę ani na kumpli.

– Para?

– Tak podejrzewam. Mało ze sobą rozmawiali, nie patrzyli na siebie, jakby chemii nie było. Para z dłuższym stażem.

– Moim zdaniem najlepiej w ogóle im na tę krytykę nie odpowiadać, bo wchodząc z nimi w dialog, pokażecie, że ich zdanie i metoda w ogóle się liczą.

– Dokładnie to samo dzisiaj powiedziałem.

– No właśnie. Było tak z jakimś uznanym filozofem, który wszedł w polemikę z innym młodym, Fichte nie Fichte, nie pamiętam, i w rezultacie…

– O rany, popatrz, ja cały czas stoję z otwartym rozporkiem!

– Gdybym wiedział, tobym nie pierdolił o żadnym Fichtem.

racja żywnościowa w szpitalu

tajemnicze przysłowia

seksrum lezbijki

gej obciągałem kumplowi po pijaku na basenie

sujka lubi poziomki???

porno.babuszki-staruszki.

poetycka mrowka

michalici pedały

datura czy zapach szkodzi

opowiadania piczki hrabiny

co oznacza utrum i neutrum w gramatyce

– Dotarło do mnie, co was łączy. Jesteście obaj malkontentami. Ja raczej melancholikiem, łatwo pomylić. Widać to po mnie?

– Jestem pesymistyczno-fatalistyczny, ale na radośnie.

– Pytałem, czy po mnie widać, że jestem melancholikiem.

– Widać.

– To dobrze, bo kiedyś mniej było widać i ludzie myśleli, że jestem ciągle wkurwiony.

– Widać, widać. Jesteś jak Tatiana z Oniegina.

– Że co?

– No tak. Melodycznie.

– A ty jesteś kim?

 

 

 

– Ja raz upiekłam bardzo nieheteronormatywną szarlotkę, kiedy pomyliłam cynamon z chili. Waliła po gębie jak zazdrosna lesba.

– Oby moje dzisiejsze doświadczenia kulinarne nie okazały się prorocze: podgotowałem lasagne, zrobiłem sos, pokroiłem jabłka i sery pleśniowe, poukładałem, zalałem i – zobaczyłem, że piekarnik się nie podgrzał. Bo przestał działać. Mam teraz półsurową zapiekankę i pusty żołądek.

– Zepsuł się?

– Najwyraźniej. Jest nadzieja, że to bezpiecznik, bo wysiadł też jeden palnik, tzn. grzewnik elektryczny. Trzy pozostałe działają. Cóż, ciągnąc to dalej: da się korzystać z takiej kuchenki.

– Spójrzmy na to inaczej. Na dole masz sklep całodobowy. Jest też winda. Z głodu nie umrzesz, nawet jeśli zapiekanka nie dała rady, tudzież piecyk.

– Właśnie tej diety, jak ostatnio rozmawialiśmy, wolałbym nie kontynuować. Zakupy w nocnym i danie z mikrofalówki? Nie-e.

– Są też scenariusze pośrednie. Ani lazania, ani dania z mikrofali. Bo jednak nie mówimy o jedzeniu.

– No nie.

– Kiedyś na Pradze była jedna apteka, gdzie sprzedawał czarny pan, i tam były w asortymencie durexy XL.

– Wiesz, co mnie boli? Że w głowach się pierdoli.

– Ładnie wymyśliłeś.

– Że to niby moje?

– No.

– Orrrany. Nie masz pojęcia o rapie. Czyli jednak pasyw.

*

– Miło, że podszedłeś i się odezwałeś.

– Ja się nie odezwałem! Ja na ciebie wpadłem!

*

– Ja dopiero niedawno przyszedłem.

– Wiem, nie jestem głupią sraką.

– Coo? Niczego takiego nie twierdzę. Nie trzeba być głupią sraką, żeby nie zauważyć. Wystarczy nie widzieć, nie skojarzyć, sam tak często mam.

– Masz rację. Ale można też być głupią sraką.

*

– Nie opowiadaj mi takich rzeczy, bo mi się robi problem.

– Mi też. Ale popatrz: zakładam nogę na nogę, zakrywam ręką i jest spoko.

– Ale masz chłodne udo.

– To nie udo jest chłodne.

– Fakt, ten obiekt jest ciepły.

– Najcieplejszy z tych miejsc ogólnie dostępnych. Wyjąwszy jeszcze jedno.

– Chyba raczej włożywszy.

– O! Było coś?

– Więcej, w tym rzecz.

– Biednyś.

– Między biedą a bogactwem jest pod tym względem mała i największa zarazem różnica, jak między zerem a jedynką. Albo dokładniej: jedynką a dwójką.

– Dwaj naraz?

– Skąd!

– To co ma tu do rzeczy jakaś dwójka?

– Jeden plus jeden równa się dwa.

– A no tak.

– Twój stan cywilny zwalnia cię z tej arytmetyki. Mój wtrąca mnie w algebrę metafor.

– Widzisz, dolega mi ostatnio intuicja. Rzuciłem sobie słowo na wiatr, a okazałem się Pytą Delficką.

– Pytą? A myślałem, że Lesbią.

– Wy się znacie?

– Kiedyś się poznaliśmy.

– Poznaliście…?

– Nie w sensie biblijnym.

– W sensie biblijnym, że święty Paweł czy Eklezjastes?

– Ezechiel, kurwa!

Znajomy uczy się do egzaminu specjalizacyjnego z chorób wewnętrznych. Wkuwa kanoniczny podręcznik Szczeklika. Pisze do mnie w wiadomości:

Teraz czytam o limfangioleiomiomatozie płucnej, można sobie połamać język na samej nazwie. Na szczęście nie muszę się uczyć leczenia tej choroby, bo nic na to nie pomaga :)

– Żet jak Żaneta. A co jeszcze jest na literkę żet?

– Nie wiem…

– Żydowski gad!

– No nie wiem. Mi by raczej na myśl przyszła… Żaba?

– Zapytana w jakiejś telewizji śniadaniowej, czy bierze udział w najnowszym projekcie Trelińskiego, odpowiedziała, że nie występuje w Madame Lescaut.

– I tak dobrze. Mogła powiedzieć, że w Madame Lescaut najbardziej chciałaby tańczyć rolę Manona.

– Widziałem się z rzeczonym.

– Z narzeczonym?

– Na razie tylko rzeczonym.

– Czy on czasem nie ma na imię Karol?

– Tak, ma.

– Ha! Powinien się poczuć skomplementowany, gdyby wiedział, jaką ja mam pamięć do imion.

– Powinien?

– No jasne! Raz, raz!

%d blogerów lubi to: