Wczoraj miałem obie windy zepsute. Schodzę z tego mojego szesnastego piętra, przede mną idzie sąsiadka, mniej więcej w moim wieku. Schodzimy sobie razem. Zagaduję:

– Odkąd tu mieszkam, obie windy nie były nigdy zepsute. Jedna jakiś czas temu, jak się coś przypaliło w szybie.

– Ja mieszkam dłużej i już się raz zdarzyło, że obie.

– Schodzić nie problem.

– Też problem, ale wchodzić to dopiero.

– I to jeszcze w sobotni wieczór. Jak to powiedzieć komuś poznanemu, dajmy na to, w klubie? O piątej rano. „Hej, fajny jesteś, może pójdziemy do mnie? Masz ochotę powspinać się na szesnaste piętro?”

– Można pocieszyć, że nie na dwudzieste trzecie.

– Albo skłamać, że na dziewiąte. Zresztą, to w sumie dobry test kondycyjny.

– Ale tak się namęczyć dla jednego razu?

– Może jak już się tak namęczy, wespnie taki kawał, to zostanie na dłużej…