– Po czechosłowacku śpiewają?
– Tak, to czas oper w językach narodowych.
– A jest jakaś opera w górnołużyckim?
– Wszystko przed nami! Ja napiszę libretto, Rabbio muzykę, a mademoiselle wyreżyseruje, o ile nie zechce zaśpiewać głównej roli, Górnołużyczanki Sřěščvíi Kažglebráďkovej, kniahini Budziszyna.
– Kniahinią bym zjawiskową była! O, tutaj też jest wszystko, co trzeba. Dramatis personae idealne. Ta z cyckami – sopran liryczny, policjant-dresiarz z drogówki – tenor, sędzia – baryton. Do tego ewidentny brak hepiendu, długi, klątwa, chuj bombki strzelił.
Najlepsze oczywiście jest to
– Po czechosłowacku śpiewają? – Tak,
zgadzam się! od czechosłowackiego wolę tylko marokański i szwajcarski!
haha, mnie sie podoba „reportaz”, zwlaszcza z komentarzem czytanym z tą egzaltacją i nosowym, przeciaganym konczeniem fraz, tak charakterystyczNYYM dla pani Ziętkiewicz. nie wiem, mrowk, jak to sie naprawde nazywa, ty jestes specem od fonetyki :), za to zauwazylem, ze ten sposob mowienia przejela spora czesc (zwlaszcza mlodych) dziennikarzy liczacych sie telewizji. ja to nazywam budowaniem medialnego dramatu.
gdyby ziętkiewiczowa komentowala live jak gotujesz ryz, a ja kasze gryczana (wiesz, kazdy u siebie – montaz rownolegly) i gdyby robila to tym samym glosem, przypuszczam, ze kawal widowni uznaloby to za dramatyzujace wydarzenie (zreszta czemu nie mialoby uznac, skoro jest to w tv i mowi o tym zietkiewiczowa ;P ) :D
masz faktycznie słuszność, ona nadała par excellence TOOOON dziennikarstwu.
Wbrew temu, co się tu niecnie sugeruje, istnieją opery w językach łużyckich, choćby „Jan a Kata” Korli Awgusta Kocora (1871) albo „Jan Suschka” Dietera Nowki (1957). Żadnej z nich nie widziałem, ale ta druga musi być ciekawa, bo socrealistyczna.
ooo, KUBA i kasia!