Archives for the month of: Październik, 2013

– My… Have you seen the bartender?

– Oh yes, I have.

– I could do anything with him.

– So? Would you ask him for a drink?

– Well, I’m afraid the most I could do with him is to ask him for a drink.

– Tak się zachowują prawdziwi przyjaciele.

– Przez duże „ciele”.

– Tak, myśmy razem całe cielę w soli zjedli.

– Pogoda jest tu bardzo zmienna.

– Jak kobieta!

– Jak pogoda. Kobiety nie są zmienne, tylko głupie.

– Ile tu jest tych Café Opéra?

– Mijamy chyba siódmą.

– Wyobraźcie sobie, że się przyjaciółeczki umówiły, nie mogą się znaleźć i jedna dzwoni do drugiej. „Gdzie jesteś?… Jak to w Café Opéra, siedzę przecież w Café Opéra i czekam na ciebie!…  Ja już w szóstej jestem, w każdej czekałam i piłam kir royal, ile tego było… W sumie to z kim ja rozmawiam?…  O której ty w ogóle do mnie dzwonisz?!… Że która jest? Trzynasta? Ale trzynasta wczoraj czy dzisiaj?”

– Popatrz, tam leży nasza wielka rodaczka.

– Napoleon?

– Napoleonka?

– Neapolitana?

– Apollina?

– Pollena!

 – Masz, dotknij mojej dłoni.

– Wysuszona.

– No, wysuszona. Ja sobie dla ciebie urabiam ręce po łokcie.

– Ooo, jestem ci po łokcie wdzięczny!

– Pisałem o tym na mrówkodziku dopiero co, zaglądasz do Internetu w pracy?

– Kochanie, ja w pracy jestem tak zapracowany, że nawet kompa nie mam czasu włączyć!

– Kurczę, ja wziąłem tylko garść tych cukierków na drogę…

– Nie martw sie, jest jeszcze czekolada, są kanapki.

– O, a gdzie są kanapki?

– W planie.

Oglądamy rzeźbę Douwermana. Maryja z dzieciątkiem. Rabbio podziwia jej opięte obfitości i mówi z satysfakcją, wskazując pogardliwie na anemiczne średniowieczne madonny obok:

– Ha, widać, że ta to urodziła to dziecko, a nie kupiła!

– Zdrowia, szczęścia, pojemności…

– Pojemności! Jak pięknie! A wieczorem dużo gości?

– Tak. A wiesz, że ten huragan, który nas wczoraj pchał i posuwał, to nazwali Juda? Na cześć Judy Tadeusza!

– Co robicie na kolację?

– Na początek gruszka z serem kozim zapiekane w cieście francuskim, a potem bakłażany z wołowiną i czymś tam.

– Cholera, on ma  m n i e  kochać za gotowanie, a skoro wy gotujecie lepiej ode mnie… Tak nie może być. Wobec tego jedno przesolimy, a drugie przypalimy.

– Wy tu macie pewnie specjalną wodę do podlewania kwiatów.

– Tak, wodę kwiatową.

– Och, doprawdy doskonale! Woda kwiatowa, wybornie! To rzecz praktykowana w mojej sferze!

– W jakiej sferze? Intymnej się zraszasz?

– A ty z kiedy jesteś?

– Z września.

– To wiele wyjaśnia.

– A jeszcze więcej zaciemnia. Jak dobry makijaż.

– Wyjaśnia. Wyjaśnią tą ciemność.

Trafiamy do ogrodu z roślinami leczniczymi i nie tylko. Widzę dużą kępę aksamitek; to jedne z nielicznych kwiatów, które o tej porze roku jeszcze kwitną. Rabbio zauważa moje zainteresowanie. Podchodzi i mówi:

– O, śmierdziuchy!

– Tak. Nie wiedziałem, że aksamitka się tak ładnie nazywa po francusku.

– A jak?

Œillet d’Inde*.

– Czyli też śmierdziuch?

—————————————————

* „Indyjskie oczko”.

– Weź na przykład taką Carlę Bruni… Wyobrażasz sobie, że nasza prezydentowa śpiewa?

– Wałęsowa!

– Właśnie, Wałęsowa, skąpo ubrana, śpiewa piosenkę o miłości. I to przy ognisku.

– Chyba z opon w stoczni.

Idziemy przez duży park. Nad stawami górka, na górce ma być jakiś budynek, pewnie wieża ciśnień, w mapie nazywa się to Temple de l’Amitié. Zbliżamy się. Widzę coś, co wygląda na wejście do wilgotnego lochu.

– I to ma być ta świątynia przyjaźni? – pytam powątpiewająco.

– Nie, tamto obok – odpowiada, wskazując na żółtą budę w krzakach paręnaście metrów dalej.

– Aha, zatem ta zakratowana dziura to pewnie świątynia miłości.

– Ty, to jest laska?

– To jest facet.

– Bzdura, popatrz na tyłek, na brzuch, faceci tak nie tyją. To jest laska.

– To może jest  w ciąży…?

– U kogo?

– U Ashton.

– Lejdi?

– Baronessy.

– Nessie…!

– Nessie nie wracaj.

– Okej, rozumiem, dość, to była kropka nad „i”.

– A wręcz umlaut nad „ü”.

[15:06:03] O.: poczekaj
[15:06:17] O.: może się zorientuję skąd ta woda
[15:12:10] O.: nie wiem skąd
[15:12:18] O.: teraz się nie leje
[15:12:20] O.: nie wiem
[15:12:30] O.: zmywarka już nic prawie nie myje
[15:12:36] O.: więc zmywam w zlewie
[15:12:59] O.: zmyłam godzinę temu, przychodzę a na podłodze kałuża i w szafce kałuża
[15:26:46] O.: no niestety
[15:57:08] P.: any development?
[16:07:28] O.: nie :)
[16:07:37] P.: to dobrze czy źle?
[16:07:44] O.: czytam dialektykę oświecenia
[16:07:48] P.: Don’t

%d blogerów lubi to: