– Jak słyszysz, żyjemy w muzycznej dupie.
– Ale marmurowej dupie!
– Marmurowej studni z łajnem.
– Jak słyszysz, żyjemy w muzycznej dupie.
– Ale marmurowej dupie!
– Marmurowej studni z łajnem.
– A ty co?
– A nie wiem.
– Idziesz do domu?
– Nie, byłem wczoraj.
– No i teraz, obawiam się, trzeba będzie się przenieść do Słupska.
– Znakomity pomysł!
– Wcale nie znakomity. Bo będzie trzeba, a nie można. Ja nawet nie wiem, gdzie to jest.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Gdzieś na południowy zachód?
– Zupełnie nie.
– Nie muszę wiedzieć. Tam jest mój dom. Jak mnie tam wysadzą z wagonu bydlęcego, to będę wiedział, że jestem wśród swoich.
– Hm, ja tam myślę, że warto znać duże miasta w Polsce.
– Jakie duże miasta? Duże miasta to są…
– Na Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Szczecinie, Trójmieście, Katowicach, Łodzi, Krakowie, Białymstoku, Lublinie, Rzeszowie i Kielcach się Polska nie kończy.
– Przeciwnie. Mam wrażenie, że kończy się gdzieś w połowie tego, co wymieniłeś.
– A to co za pluskwiak?
– Gdzie? Tam pod ścianą stoi?
– Na ścianie wisi.
– Aaa, mówisz o tym obrazie. A ja myślałem, że mamy tu wspólnych znajomych.
– On jest niewinny. W tym temacie stawia dopiero pierwsze kroki.
– Chyba pierwsze pełzy.
– Można by go poprosić, żeby napisał długą przedmowę albo posłowie…
– Ja lubię, jak jest krótka przedmowa i długie posłowie.
– Ja raczej odwrotnie.
– Ale ona mówi o seksie, prawda?
– Prawda. Ja też lubię odwrotnie. Długa przedmowa i krótkie posłowie.
– Oj tam, wy piszecie, a ja czytam, więc lepiej słuchajcie.
– Fu yen.
– Co fu yen.
– To po chińsku służąca.
– To było w jakiejś operze?
– Nie.
– To skąd to znasz?
– Babcia mnie uczyła, jak jest służąca we wszystkich językach, żebym się umiał odnaleźć w świecie.
– A powiedz, ten twój facet to nie ma takiego trochę rysu socjopatycznego?
– Nie-e.
– Psychopatycznego może?
– Nie.
– To może jakiegoś Aspergera czy coś?
– Nie, to są lata pracy.
– Czepiasz się czy ci przykro?
– Wyrażam krytykę i jednocześnie żal z jej powodu.
– To chyba jeden z tych rzadkich przypadków, gdy żal jest objawem dystansu.
– Sprawdzałem kiedyś, czy formy „przyszłoś”, „robiłoś” są poprawne. No i są, tylko zupełnie nieużywane.
– To tak jak „óśmi”.
– Jak co?
– „Óśmi”, na przykład w zdaniu: „Byli óśmi na mecie”.
– Brzmi dziwnie. W pierwszej chwili usłyszałem „włuś mi”.
– Tak, bez ziąbków.
We wtorek, 22 września w Filharmonii Narodowej Marcin Masecki zagra 3 ostatnie sonaty fortepianowe Beethovena, interpretując je z zatyczkami w uszach i w specjalnych słuchawkach wygłuszających, przybliżając się tym samym do perspektywy niesłyszącego kompozytora.
[źródło]
*
Świat alkoholowych dźwięków jest zróżnicowany, lecz powtarzalny – jak słownik: towarzyskie obijanie się butelek w torbie, basowe, gdy pełne, znacznie wyższe po opróżnieniu otwieranie butelek i puszek: wychodzenie korka, pękanie metalowej nakrętki, pyknięcie kapsla, syk wydobywający się z puszek; gulgotanie butelek, a potem moszczenie się płynu w kuflach, szklanicach, kieliszkach […]
[Iwona Kurz, źródło]
*
Ruch sceniczny w Dybuku Mai Kleczewskiej – wykorzystanie sceny przez aktorów w tym spektaklu to emblemat reżyserki wypracowywany latami. Na szczęście tym razem Kleczewska udowodniła, że potrafi się skupić na tym, co na scenie potrafi.
[Przemysław Skrzydelski, źródło]
*
Nie jesteśmy dalecy od uniwersum Spinozy, o ile jest ono ufundowane na współistnieniu atrybutu myślenia i atrybutu rozciągłości. To wielce ciekawy wymiar dla ustanowienia jakości wyobrażeniowej niektórych etapów myśli filozoficznej.
[Jacques Lacan, Seminarium III. Psychozy, przeł. Jacek Waga]
*
Owa powyższa esencja jest najdokładniejszym odzwierciedleniem tej strony i tego kim jestem. Znajdziesz na niej wszelkie informacje związane z moją skromną osobą.
[Łukasz Milewski, źródło]
*
Andrzej Grabowski zapewnia jednak, że on tak łatwo na rozbierane sceny nie da się namówić. I dzieli się z czytelnikami swoją traumą, iż idąc do teatru obawia się, że jego koleżanki występujące akurat na scenie będą pokazywać mu swoje ciało.
[źródło]
*
Turniej Czterech Skoczni wygrał potomek infantylnego pięćdziesięciolatka, który w roli zabobonnego fetyszysty czulił się na oczach świata do zabawkowego prosięcia. Istnieje spora szansa, że entuzjastycznego tatusia, podczas letnich zawodów na igielicie, ujrzymy ze szczoteczką do zębów na sznurku w charakterze ukochanego, ezoterycznego Azorka. Stanowczo wybieram, godne spadkobierców duchowości śródziemnomorskiej, przeżegnanie się naszych górali w chwili ekstremalnej.
[…]Chciałoby się ujrzeć w TVP na własne oczy tych naszych enigmatycznych sędziów i działaczy. Powiedzmy, w ramach przerywnika od patologicznego miętoszenia, jak dotąd ponad osiem okrągłych dób, pijanych kierowców, którzy i tak bimbają sobie na ten cyrk pozorów.
[Anna Kozicka-Kołaczkowska, źródło]
*
Nawet jeśli wygra Pani ten proces i uzyska przeprosiny, jak Weronika Rosati, na ogólnopolskich łamach „Gazety Wyborczej”, to przecież historia teatru będzie wymieniać Pani przypadek jednym tchem z peerelowskimi aktami cenzury, z awanturami o „Śmierć porucznika” Mrożka i „Do piachu” Różewicza, ze zdjęciem z afisza „Kubusia P.” pod presją korporacji Disneya.
[Joanna Krakowska, źródło]
– Czytałem był onegdaj ustęp z Tomaszewskiego, z francuskiego passage, i zastanawiałem się nad jego arrière-pensées związanemi z używaniem takiego, pardonnez le mot, języka très raffiné.
– On jest z Krakowa.
– Nie ma w tym wszelako kontradykcji, niewątpliwie wybitny szopenista.
– One we dwóch z Poniatowską to czołówka.
– One we dwóch?
– W sumie, to one we dwie.
– I jak Ci się to widzi?
– E tam, on kombinuje jak koń pod górę.
– Po błocie?
– Tak, Pobłockiej.
– Ja już chyba rozumiem, czemu wszyscy jej uczniowie tak mażą prawym pedałem, jakby brodzili w błocie. Bo ona potrzebuje na maseczkę do konserwacji swojego stanowczego matczynego uśmiechu!
– Nie śpiewajcie ze mną, ja w chórze nie umiem. Jestem urodzoną solistką.
– Z nami nie zaśpiewasz tego duetu?
– Ale jak to, duet we trzy?
– We dwie, bo ty śpiewasz z plejbeku.
– Ja nie wiedziałam, że śpiewam z plejbeku, bo nie znam obcych wyrazów!
– Ale by było, gdyby jury zamiast za godzinę ogłosiło wynik za tydzień. Przecież oni by wszyscy się tam zakisili.
– Gdzie tam! Azjatki wykorzystałyby ten czas do zwiedzenia całej Europy!
– No tak, dwa dni na Francję, jeden na Anglię, jeden na Hiszpanię, ze trzy na Włochy…
– W tym jeden na Rzym, drugi na Florencję, Wenecję, Neapol, Mediolan, Weronę…
– Żartujesz, jaką Weronę!
– No bo tam mieszkał Romeo z Julią przecież.
– Ano tak.
– A trzeci dzień na Sycylię i Sardynię, i może jeszcze Korsykę.
– One w takie miejsca się nie udają, tam nic dla nich nie ma.
– No dobra, to ten trzeci dzień mogłyby poświęcić na Budapeszt, Pragę i Wiedeń.
– Albo na Brukselę, Amsterdam i, rzutem na taśmę, Kopenhagę.
– E tam, do Danii to chyba nie jeżdżą…?
– Oj, jak masz aż tyle czasu, to zwiedzasz wszystko dokładnie!