– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, zdrowia, szczęścia, pomyślności. I żebyś może wrócił na łono kościoła…
– Babciu, ty się zastanów, czy ty mi zdrowia życzysz, czy nawrócenia.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, zdrowia, szczęścia, pomyślności. I żebyś może wrócił na łono kościoła…
– Babciu, ty się zastanów, czy ty mi zdrowia życzysz, czy nawrócenia.
– Mówił o tym w radiu.
– Słuchałeś?
– Nie, ale pewnie mówił do rzeczy.
– Polubiłeś w ciemno?
– Skądże.
– Skrytykowałeś w ciemno?
– Niby czemu?
– To co, wstrzymałeś się od głosu?
– Co ty, nie chcę się zachowywać jak Danuta Hübner przy głosowaniu nad uchwałą równościową.
– Zaraziłeś się gigantokokozą od jakiejś wykonawczyni na festiwalu? („Gigantococcus frisurae – drobnoustrój atakujący starsze kobiety oraz niektóre wokalistki; powoduje powstanie gigantycznych natapirowanych koków, zwykle na poły pustych w środku, tak że mógłby się w nich zagnieździć szczuplejszy szczur lub łasica”.)
– Akurat mój kok jest wypełniony po brzegi zdechłym szczurem.
– Rat de bibliothèque.
– Jeden taki ściur wdupczył soczysty kawałek trzynastowiecznej Biblii na przednim paryskim vellum.
– Beati qui esuriunt et sitiunt quoniam ipsi saturabuntur. To się nazywa chleb życia.
– I to jak najbardziej realne – ciało baranka (lub owieczki).
– Bosh, ten facet jest tylko o siedem lat ode mnie starszy… Jak zauważycie, że zaczynam zdradzać podobne objawy, proszę, zabijcie mnie.
– Starczy odciąć ci wtedy net. Za kilka lat będzie to nowa oficjalnie zatwierdzona przez medycynę forma śmierci klinicznej.
– A mrówkodzik gdzieś w komyszach….
– W leżu, tudzież w babrzysku!
– Może być też gawra. Miśki chwilowo zwolniły. Bo dziuple to raczej nie. Te, co ocalały od Szyszki, mają wzięcie.
– Ko-mysz to brzmi w sumie jak comes (towarzysz) albo co-mus (współmysz). A jako że szczur(ek) nie jest do pogardzenia, to bardzo mi komysze pasują!
– Proszę Pana. Jest chłopcem zepsutym „nawskroś”.
– Panie proszę nie przyklejać łatek… wszak wszyscy znamy, którzy lubią „nawskroś”.
– Ja przyklejam? Ona samoklejka!!!
– Phi! Obyczajówka? Proszę przyjechać na Facebooka!
– Słyszałem już różne epitety, ale samoklejka wymiata!
– Dowiedziałem się, że Polska ma być lub jest jedynym krajem, w którym viagra jest bez recepty, a pigułka po – na receptę. Zacząłem szukać na ten temat informacji i trafiłem na stronę apteki poświęconą generykowi viagry – występował tam w kategorii „Walentynki”. A z innej strony dowiedziałem się, że substancja czynna viagry należy do grupy B leków i może być stosowana przez kobiety w ciąży bez ryzyka dla płodu.
1. Struktura kryształu
męski, zbudowany skin i takich tez szukam, no chyba ze mnie zainteresujesz
2. Higiena i dostęp
Sex mam z całym człowiekiem, więc wszystko musi grać. Żadnych brudasów, próchnicy i śmierdzącego oddechu!!! Tylko dla zadbanych, normalnych i optymistów. Zakochanym w sobie dziękuję!
3. Mężczyzna kościelna groźną jest
Profil ten został założony z myślą o tym by przestrzec co niektóre osoby przed mężczyzną przebywającą na Pradze przy ul […] – osoba ta jest oszustem i naciągaczem co więcej jest pallotynem i ma rozdwojenie jaźni ponieważ sądzi że czyni dobro a tak naprawdę jest oszustem i po prostu wyłudza kasę
4. The Devil Wears Dziada
Stressed, depressed but well dressed.
5. Matka wie, że ssiesz?
Hiermit widerspreche ich der gewerblichen Nutzung meiner Bilder durch deine Mutter. Nur ohne Bild und mindestens doppelt so alt wie ich! Aram sam sam.
6. Maska, maskara, masakra
zapytaj a na pewno się dowiesz ;p na pewno kumpla do piwa itd ;p żadnej cioty fałszywej a niestety na parę takich tu już wpadłem masakra
7. A co z piżamą?!
Wysportowany, oczytany, zapracowany, konkretny, czasem w okularach, garnitur do pracy, dżinsy po pracy.
8. Denn wir haben hie kLeine bleibende Statt
Nie chce o sobie opowiadać, nie potrzebuje tak dużo miejsca.
9. Gotowość na nowe rozwarcie
Opened up for the new episodes in my life…
10. luzstracja
Pora zweryfikować znajomości. ile w nich faktycznego zainteresowania a ile poprostu wygody. Chwila prawdy.
– Kiedyś nadmiernie pożądałem takich typów i odczuwałem żal z utraconych korzyści potencjalnych. Ale zrozumiałem, że tych korzyści zwykle nie ma w takim kształcie, w jakim je sobie wyobrażam, a jeśli nawet są, to w ostatecznym rozrachunku ma to niewielkie znaczenie. I od tej pory mogę się już spokojnie cieszyć ich urodą w stanie czystym.
– Bo to tak jak z prawdziwymi paszportami. Albo dostają je ci, którzy ich nie potrzebują, bo są uprzywilejowanymi obywatelami świata, albo ci, co nie potrzebują, bo emigrują, kupując bilet tylko w jedną stronę; albo też ci, których wypuszczać nie należy, bo przynoszą tylko wstyd. Tudzież jak paszporty polskie, które niby są międzynarodowe, ale jak co do czego to potrzebna jeszcze jest wiza.
– Patrz, jak wygląda włoska prowadząca programu kulturalnego, niejaka pani Cancelleri.
– Miała chyba tyle operacji plastycznych, że sama stała się jakimś kontrowersyjnym dziełem sztuki współczesnej.
– A to jest artysta, ten sobie wymyślił pseudonim „Sha one”, brzmi tak dalekowschodnio. Z pewnością jest bardzo zen.
– Och, z pewnością, dzięki temu, kiedy ma dwie ręce w dupie po łokieć, może wciąż zachować spokój.
– Tak, i nie chcieć niczego więcej!
– Dziwne, straż pożarna jedzie bez syreny ani świateł, za to przed nią popyla radiowóz z włączoną sygnalizacją.
– To już wreszcie wiemy, po co im tyle służb: polizia di stato służy obwożeniu koguta, a carabinieri jest od zawodzenia syreną.
– Polizia municipale wiezie wiadro z wodą.
– Polizia provinciale drabinę.
– Połowę drabiny. Druga połowę wiezie wojsko w tych czerwonych czapeczkach z kutasikami.
– Ale jak oni trzymają tę drabinę, skoro każdy z nich nosi na ramieniu karabin maszynowy?
– Nie trzymają, bo zapomnieli zabrać. Pewnie liczą na to, że rozwalą pożar komórkami, z którymi prawie się nie rozstają.
– Aha! Zrobienie zdjęcia odbierze płomieniowi duszę i ogień zgaśnie!
– Tak, albo zduszą go dwutlenkiem węgla wydychanym przez siebie podczas napierdalania bez przerwy przez telefon.
– Pamiętam jak kiedyś w WKD-ce usiadłem zakładając nogę na nogę (a dokładniej kostkę na kolano), przez co świeciłem zupełnie czystą podeszwą w kierunku jakiejś pani. Owa pani (coś między sklepową z Sezamu a babą z dziekanatu) rzuciła w przestrzeń coś w stylu „Tak siedzieć butem do kogoś, kto to słyszał!”. Na co jeden z dwóch siedzących nieopodal studentów powiedział do kolegi: „A wiesz, że pokazywanie komuś podeszwy jest uważane za obraźliwe przez muzułmanów?” – na co pani zaperzyła się trzy razy bardziej i już się nie odzywała.
– Przechwalała się, że założyła na siebie to, co dekadę temu, bo wciąż mieści się w ten sam ciuch.
– No, to gratuluję trzymania formy! I współczuję braku kasy na nowe ubranie.