Archives for the month of: Marzec, 2018

– Głodny jestem. Opowiedz mi przynajmniej, co jadłeś w owym prawie prestiżowym lokalu.

– Hummus z grillowanymi warzywami i zupę z dyni.

– Obosz, od tego chodzenia na marsze aborcyjne zostałeś ekofemoweganką! A dostałeś do tego zen gotowany na parze i blanszowane chi?

– Przestań, mają tam też w karcie schabowego z ziemniakami.

– Chyba po to, żeby wiedzieć, że jak ktoś go zamówi, to trzeba go wyprosić.

 

 

Możesz mi wyjaśnić, czemu pisze się takie utwory jak ten? To brzmi jak muzyka do „Potopu” albo czegoś!

– Nie wiem. Stylizacje u polskich tuzów kompozycji są jak amatorska drag queen – niby wszystko na swoim miejscu, ale na kilometr widać, że to chłop przebrany za babę.

– Dziesiąty dan to stopień oznaczający osiągnięcie ideału na drodze karate. W praktyce przyznawany pośmiertnie.

– Jakoś mnie nie dziwi, że dla tego narodu osiągnięciem ideału jest śmierć.

 

– Co za facet z tego kelnera!

– To pokaż mu, na co cię stać.

– Taa, chyba klęczeć!

Я тот, которому внимала
Ты в полуночной тишине,
Чья мысль душе твоей шептала,
Чью грусть ты смутно отгадала,

Я тот, чей взор надежду губит,
Едва надежда расцветет,
Я тот, кого никто не любит,
И все живущее клянет.

Я бич рабов моих земных,
Я царь познанья, царь свободы,
Я враг небес, я зло природы,
И, видишь, – я у ног твоих!

Тебе принес я в умиленье
Молитву тихую любви,
Земное первое мученье
И слезы первые мои.

– Wiesz, że – IT’S OFFICIAL! – jesteśmy starymi dziadami? Od pół godziny gadamy o chorobach!

– Przynajmniej nie jesteśmy pradziadami, bo przedtem przez pół godziny gadaliśmy o perwersyjnym seksie, i to takim, który faktycznie uprawiamy…

 

 

 

– Ty, w ogóle wchodzę do kibla, a tam się dwóch typów całuje.

– Aha… A ty wiesz w jakim klubie jesteś?

– Ja jestem modelem i szanuję granice moralne!

– I co, działo się?

– Działo, działo, i to jakie!

– Chyba mam zapalenie wsierdzia.

– Co ty tam znowu bajdurzysz?

– No, bo mam taką małą kropeczkę krwi pod paznokciem, a to może być objaw bakteryjnego zapalenia wsierdzia. Jak u Mahlera.

– Hm, skoro tak, to pisz jak najszybciej „IX symfonię”, z pominięciem ośmiu poprzednich.

– Aaa, ktoś tu chce zostać po mojej śmierci lejdi-wdową.

– No raczej! Nawet zmienię imię na Camilla.

– Wiesz, Lady Camilla to się kiepsko kojarzy w sferach arystokratycznych.

– Niby czemu? Lady Camilla Panufnik jest prawdziwą personą!

– Rzecz w tym, że z Camillą zdradzał swoją świętą żonę brytyjski następca tronu. A król Szwecji wywołał skandal romansem z podobną do seks-lalki piosenkarką zwaną La Camilla. To prawie jak Lady Camilla.

– No to co! Zostanę Camillą, a książęta będą mi dawać swoje klejnoty.

– W to nie wątpię. To może od razu zmień sobie imię na Pippa? Brzmi wymownie. Poza tym po łacinie to jest jakieś ropuszysko.

– I do fajki pasuje jak ulał!

– Zamówiłam taksówkę z tego waszego numeru. Podjechał taki duży samochód, bo ja wiem, na dziewięć osób. Więc czekam dalej. Ale on też czeka, kierowca do mnie kiwa, więc podchodzę i okazuje się, że to moja taksówka.

– Czarny van z przyciemnianymi szybami? Strach się bać…

– Dokładnie. Wsiadam. Jedziemy, a on sobie coś grzebie między nogami. Ja udaję, że nie widzę, że wyglądam przez okno, szukam pasów bezpieczeństwa, a on grzebie i grzebie. Ze trzy minuty tak grzebał, a potem zakrzyknął: „A, znalazłem!”.

– Wiesz, to nie było się chyba czego bać, skoro on musiał między nogami trzy minuty grzebać, żeby znaleźć.

– Miałam to na końcu języka!

– No, sama widzisz.

 

 

– Powiedz ty mi, jakiej płci jest ta młoda osoba przy sąsiednim stoliku?

– Nie mam pojęcia.

– Oni chyba mówią po szwedzku.

– Aaa, o znaczy, że ta osoba nie ma płci i nie będzie miała, dopóki nie stanie się pełnoletnia i nie zdecyduje.

– Wygląda na to, że w weekendowe wieczory na Piazza Cavour gromadzi się sporo rzymskich chłopców w wieku gimnazjalnym.

– Watykan rzut kamieniem. Pewnie purpuraci mają tu centrum stomatologiczne.

– Jak to?

– No, w sensie, że przychodzą tu wyrywać mleczaki.

 

– Stój, czerwone.

– Ile jeszcze będzie czerwone?

– Skąd mam wiedzieć. Spieszy ci się?

– Idziemy, piesi zadecydowali, że będzie zielone. To się nazywa demokracja.

– Nie, to się nazywa bydło. Ale skoro do niego dołączyliśmy, to niech będzie, że demokracja.

– Czytam interesujący artykuł i zastanawiam się, jak pogodzić dwie rzeczy: postulat, że sztuka powinna bulwersować, z  postulatem, że ma nie obrażać.

– Mi jest dość trudno już z samym „sztuka ma”. Taki początek zwykle budzi moje obawy.

– Moje również. Zwykle potwierdzone w całej rozciągłości już w drugim zdaniu.

Skórzana kurtka opięta na mięśniach – od 500 złotych wzwyż

Czarna sportowa beemka – ze 200 tys. złotych

Rejestracja zaczynająca się na CWL – bezcenna

– Wiedziałeś, że gmach ABW jest na Rakowieckiej?

– Co za wymowna lokalizacja. Z Aleją Szucha też nie gorzej. Ministerstwo Edukacji w dawnym gmachu Gestapo. To może jeszcze założymy więzienie w Oświęcimiu?

– Nie można założyć.

– Też tak uważam!

– Nie można, bo tam już jest więzienie.

 

– To na przykład też jest chyba Włoch.

– Skąd wiesz?

– Popatrz, jak gestykuluje.

– Aaa, to on te okulary ma po to, żeby sobie oczu nie wydłubać!

– Daj spokój.

– Ale co? No naprawdę miło mi się z tobą gada.

– Ja odróżniam, kiedy ktoś jest zainteresowany, a kiedy przez grzeczność próbuje nie bełtnąć.

– Moje tłumaczenie wiersza Schuberta przypisali komu innemu, a tłumaczenie wiersza Blake’a – mnie, choć to Barańczak.

– No widzisz, nic w przyrodzie nie ginie.

– Fakt. Poza, kurwa, prawdą.

– Niewłaściwy autobus przyjechał o godzinie, o której nie powinno być żadnego, ale jedzie w dobre miejsce. Witamy w Indiach!

%d blogerów lubi to: