– Nie nazwałbym wyboru tych fragmentów Fidelia najszczęśliwszym.
– Wiesz, mieli mało materiału nagraniowego, więc z konieczności zamiast fragmentów wybrali ustępy…
– Nie nazwałbym wyboru tych fragmentów Fidelia najszczęśliwszym.
– Wiesz, mieli mało materiału nagraniowego, więc z konieczności zamiast fragmentów wybrali ustępy…
– Marek Aureliusz to był cesarz-filozof. Też trochę mordował i podbijał, ale nie robił tego wyłącznie dla przyjemności, tylko ze stoickim spokojem.
– Po prostu wyręczał swoje ofiary w rozumieniu tego, że muszą umrzeć.
– Kojarzysz coś takiego jak judaizm reformowany?
– Hmm, to ten z prostowanymi pejsami?
– A po co tam idziesz?
– Jest jakaś impreza LGBT.
– Może od razu LGBTQIXYZWTF.
– BB CHEM.
– BDSM FF.
– CBT TT etc.
– ETC? A co to? Nie znam!
– „I tak dalej”!
– Niebezpiecznie tak jeździć do tych zachodnich miast, ciągle tam jakieś zamachy…
– Hm, gdybym już miał doświadczać skutków jakichś zamachów, to wolałbym w Brukseli albo Berlinie niż w Warszawie. Kwestia organizacji.
– Ale daj spokój, nie będzie u nas żadnych zamachów. Po co się wysadzać w Warszawie?
– Właśnie, przecież można wysiąść dopiero w Berlinie. A o czym gadacie?
– Gdybym był heterykiem, podrywałbym tę laskę.
– A ja gdybym był heterykiem, podrywałbym jej faceta.
I oto znikło drżenie rąk,
już czas na szczyt.
I opadł strach na samo dno,
w przepaści dym.
Nie ma powodu w miejscu tkwić,
jest przecież tak,
że można zdobyć każdy szczyt
i każdą dal.
Wśród nieprzebytych szlaków swój
odnaleźć chcę,
z niepokonanych granic stu
ta za mną jest.
A śnieg imiona topi tych,
co tutaj śpią.
Przez tyle dróg nie przebiegł nikt,
a ja mam swą.
Tutaj błękitnym lśnieniem lód
okrywa stok
i tajemnice czyichś stóp
w granicie tkwią.
W marzenia swoje sponad głów
spoglądam hen…
I święcie wierzę w czystość słów
i śniegu biel.
[Władimir Wysocki, przeł. Paweł Orski]
– Berlioz powiedział, że Bach jest Bachem tak, jak bóg jest bogiem.
– E tam. Dla mnie Bach jest dużo bachszy niż bóg boski.
Ogólne zmęczenie i lekkie zmulenie – gratis pod koniec tygodnia i roku.
Towarzystwo podejrzanie atrakcyjnego kolesia, który sam z siebie do ciebie podchodzi – potencjalnie opłacalne.
Padające z jego ust stwierdzenie (po kwadransie rozmowy), że jest bez okularów i ledwo widzi – bezcenne.
W dwóch wykonaniach, oryginalnych w dwóch znaczeniach tego słowa. Pierwsze jest takie, bo nietypowe (z gitarą), a drugie – bo wierne oryginałowi (z fortepianem).
Iwona Hossa i Krzysztof Meisinger:
Elżbeta Szmytka i Levente Kende:
– Chłopcy, czas na emigrację, albo powiedzenie, że ktoś jest nagi.
– W tym kraju nikomu to nie przeszkadza. Mógłby być nagi choćby i do kości – i tak by to nikogo nie ruszyło. Albo wręcz jako kościotrup narodowy zostałby objęty specjalną ochroną i postawiony na piedestale.
– Wiesz co angielska prasa pisała o Sienkiewiczu? „What Wagner did for Germany in music, what Dumas did for France, […] the great Pole has achieved for his own country in literature.”
– Ty, oni zawsze pisali blurby. Oni nie tylko piszą, oni myślą blurbem!
– Ale jakie długie wtedy pisali! Teraz są coraz krótsze. Bywa, że nazwa czasopisma lub nazwisko krytyka są dłuższe od blurbu.
– Poczekaj tylko, wkrótce tytanom literaturoznawstwa z The Guardian albo NYT Book Review będzie wystarczał sam wykrzyknik albo serduszko.
– Albo odcisk umalowanych na czerwono ust!
– Umówiliśmy się już na 25 grudnia.
– Ooo, to akurat na jorcajt Birgit Nilsson!
– Na taką okazję podałbym coś lekkiego, lecz wykwintnego. Może carpaccio z ogórka garnirowane crème fraîche?
– Brzmi świetnie, a co to?
– Mizeria ze śmietaną.