– Ruchasz się, czy trzeba z tobą chodzić?
– Chodzić…
– Ooo, to słodkie…
– … Przy nodze!
– Ruchasz się, czy trzeba z tobą chodzić?
– Chodzić…
– Ooo, to słodkie…
– … Przy nodze!
– Wyglądasz tak promieniście!
– Osoba popromienna.
– To promieniujesz aż na innych?
– No ba, to się nazywa ALFA.
– Chodź, opromieniuj mnie. Przyda się.
– O, mega!
– To, co mnie kiedyś strasznie podniecało, już mnie nudzi, dlatego od kilku miesięcy to ja jestem na górze.
– Dla mnie to całkiem naturalny rozwój spraw.
– No, nie jestem do końca przekonany. Kumpel mi napisał, że te sprawy seksualne idą już o tyle za daleko, że kolejnym etapem będzie posadzenie sobie w penisie rzeżuchy.
– Toż to czysta natura, bio-eko i w ogóle!
– Chapanie takiej dzidy to czysta eksplozja weganizmu.
– No, i wtedy nie ma kanibalizmu.
– I wszyscy szczęśliwi.
– I bozia nieobrażona.
– Matkobosko, czyli geje mają przewagę nad hetero!
– Nadmierne przywileje. I jeszcze im mało!
– I co, jak się bawiłeś w tym jego sekslochu?
– Wiesz, dziwnie. Co z tego, że ma dziesięć tysięcy zapinek na sutki, skoro ma tylko dwa sutki?
– Bo z zakochaniem jest jak z fantazją o gwałcie.
– Niby chcesz, ale jednak nie chcesz?
– Żeby cię ktoś zgwałcił.
– Dmuchnij w butelkę. Co masz?
– Dominantę.
– A ja subdominantę.
– Czegóż więcej chcieć!
– To przejście…
– Co przejście?
– Pamiętasz Mateusza z motorem?
– No raczej!
– No, to właśnie tutaj mnie podniósł jedną reką za szyję na pół metra w górę.
– No. I to są wspomnienia! A nie jakaś tam wigilia z rodzicami…
– Czytałem znów „Opowieść o miłości i mroku”…
– O mosznie w lochu?!
– Nie myśl, że nie zauważyłem, jak to robiłeś.
– Ale nie zareagowałeś.
– Fakt. Ale zapamiętałem.
– Dzięki temu będziesz miał mnie potem za co ukarać.
– Tak… W ten sposób zamiast być bezmyślnym sadystą będę… Konsekwentnym wychowawcą!
– Nie wiem, po co ludzie w ogóle jeżdżą do Izraela. Kto normalny chce spędzać urlop w państwie policyjno-religijnym? Fajnych śniadych kolesi nie brak przecież w innych krajach.
– Wiesz, są tacy, którzy lubią, żeby zbić ich i na nich nasikać, więc czemu by nie mieli jechać dać się upokorzyć w Izraelu?
– W sumie prawda. Taki syndrom jerozolimski 2.0. Choć ja tam u jeżdżących tam ludzi dostrzegam raczej syndrom sztokholmski.
– Koleś ma profil pod nazwą FORBEARSONLY.
– Tylko przodkowie! Jarają mnie Scytowie zwłaszcza, ale starocerkiewosłowiański wystarczy, żebym rozłożył uda.
– Grindr głagolicą!
– To postulat przedni! Głagolica alfabetem wszystkich Słowian.
– I wszystkich gejów. Huny pany! Dam Wikingowi, tylko poważne oferty (nick „Twarożyc”).
– „Siemowit Ziemowit”.
– „Chędożsław”.
– Masz dwie opcje zamiast A i P: albo poczywasz, albo pobruszasz.
– Albo też najazd i jasyr.
– Co to za metody?
– Pedagogiczne.
– No dobrze, kij widzę. Ale gdzie marchewka?
– W dupie.
– Jak pięknie ujęte. „Jest mi miłość”. Od pierwszego usłyszenia wiesz, o co chodzi, nie?
– „Jest Mimì łość!” A na dodatek dowiadujemy się, jak to było z tą bohaterką u Pucciniego. Zadławiła się łościoł i łumarła!
Czas spędzony na tłumaczeniu tekstu i zostawieniu ok. 1200 przypisów bibliograficznych tam, gdzie chciał autor (czyli na końcu) – dobrze spożytkowany.
Czas spędzony na przerabianiu owych 1200 przypisów końcowych na dolne, bo uparł się przy tym redaktor prowadzący przy wtórze redaktor inicjującej tytułu – bezsensownie stracony.
Mail, po kilku miesiącach, od nowej redaktor prowadzącej książki z informacją, że przerobiono przypisy dolne z powrotem na końcowe – bezcenny.
– Czyli nie przepadasz.
– Nie, ale co kto lubi.
– Albo nie lubi, ale da się zmusić.
*
– Noc jeszcze młoda.
– Jeszcze nie wstał dzień. Słowik to, a nie skowronek..
– Więc tak na niego mówisz!
*
– Czemu masz na koszulce napisane „Hunk for hire”?
– Żebym mógł skłamać dwa razy, jeszcze zanim nawiążę z kimś rozmowę.
– Widziałeś, na naszych biletach na „Elektrę” napisane jest „Familienvorstellung”. Dość specyficzna kwalifikacja…
– Cóż, historia o babce, która rękami brata morduje matkę i jej gacha, którzy przedtem zabili jej ojca i wygnali owego brata, a w wolnych chwilach oddaje się lesbijskim igraszkom z siostrą – w istocie rodzinne przedstawienie!
– Muszę przestać onanizować się bez użycia rąk, ale zrobiłem się strasznie leniwy.
– Yyyy?
– No bo używam electro. Znaczy, podpinam se electro, puszczam porno i samo się dzieje.
– I jak cię teraz torturować, skoro sam se to robisz!?
– Widzisz, jestem jak feministka, która wygrała swoje prawa. Mogę sam się torturować.
– Jak tam? Bisurmanisz się?
– Oj, nieee. Z siedmiu grzechów głównych zostało mi tylko nieumiarkowanie w jedzeniu.
– Przydałyby Ci się dysrekolekcje… wielkopsotne zamiast wielkopostnych. Jako się kiedyś rzekło, środa to mała sobota. A środa popielcowa to mały wielki piątek.
– Niepokoi mnie ta retoryka… Dokąd prowadzi ona?
– Do nierozerwalnego amalgamatu rozkoszy i cierpienia! Archetypiczna syzygia ofiary i oprawcy. A poza tym całkiem fajna zabawa. Choć zawsze wolałem nierzadnicę i antychrysta.
– Naraz? Fajna zabawa? Wciąż nie jestem pewien, do czego zmierzamy.
– No, trochę naraz, bo we współzaprzęgu. Jak Mistrz i Małgosia. Wzajemne ustawienie jest przeciwne, 180st, ale kierunek ten sam. A do czego zmierzamy? Nie wydaje mi się, żebyś lubił klimat uprzęży, więc raczej donikąd.
– „I mądry jesteś tak, że aż słów podziwu brak, dlaczego, powiedz mi, tak mało wieeeeesz?”
„Kupiłem sobie mundur i czapkę gestapo, bo ja mam masterplan, masterplan na to. Spojrzałem chłodno ściągnąłem usta wąsko i z zawziętą mordą wziąłem się do obowiązków. Dla ciebie błysnę męskimi zębami, uważaj, bo w twarz dostaniesz kochanie, skarcę cię raz i drugi, będzie fajnie, Jawohl, mein Führer und raus polnische Schweine „
– Auć… „«A całujże mnie pani!». I tymi nagimi tyłkami do siebie się wypinały i doskakiwały w akompaniamencie bogatej fonetyki obiecanek wzajemnych”.
– Czy to było „auć” aprobatywne?
– Raczej niekoniecznie.
– Czy to „raczej niekoniecznie” było eufemiczne?
– Również niekoniecznie. Aczkolwiek gestapowskie czapki to dla mnie temat dość nowy. Właściwie zupełnie abstrakcyjny.
– Nie no, dla mnie też. Te kostiumy budzą we mnie rozbawienie, a śmiech jest wrogiem seksu. Można się śmiać po, nawet przed, ale nie w trakcie.
– Tak zupełnie nie można?
– Trochę można.
– To ja już nic nie rozumiem!
– Trochę, ale nie tyle, żeby śmiech rozładował napięcie.
– Dziękuję za to bezcenne pouczenie!