– Kruk krukowi oka… Jak to się mówiło?
– Kurwa kurwie łba…
– …Nie wykole!
– Coo? To wiewiórka wiewiórce łba nie urwie?
– Kruk krukowi oka… Jak to się mówiło?
– Kurwa kurwie łba…
– …Nie wykole!
– Coo? To wiewiórka wiewiórce łba nie urwie?
– Can we take a pee break?
– Have you heard of omorashi?
– Is he a writer or what?
– Nie ustalaliśmy chyba żadnego bezpiecznego słowa albo on zapomniał, jak ono brzmiało, i zaczął w którymś momencie wołać: „Safe word! Safe word!”.
– Wiesz, że ostatnio zaczynam mieć coraz większą frajdę, że komuś zadaję przyjemność.
– A co tu masz takie? Przypalał cię ktoś papierosem?
– Niech pomyślę… Nie, pokąsał mnie komar i się drapałem.
– P o k ą s a ł cię komar? Brzmi to, jakbyś powiedział „zakłółam się tarnem”.
– Trafiłem na piosenkę z lat 70., gdzie wokal brzmi jak u małego molestowanego chłopczyka. Odkryłem, o dziwo, że śpiewa to kobieta. Niestety.
– A co on mi zrobi?
– Dużo rzeczy, najchętniej to, na co nie masz ochoty.
– Niech pomyślę, na co ja mógłbym nie mieć ochoty…
– O, to jak w gwałcie kontrolowanym.
– Gwałt zawsze jest kontrolowany. Przez gwałciciela.
– To go pomęcz, a co.
– Zełko mi już dzisiaj trochę zeszło.
– Tak, zełko jest jak te siniaki: też kiedyś zejdą. No chyba że się przedtem zejdzie.
– Wykorzystałem go dwa razy. Zachowałem się podle!
Bita cwelik szmata
[napis na murze przy wjeździe pociągiem do Krakowa, jakoś za nomen omen Batowicami]
Moi rodzice mają różne fajne powiedzonka. Przytaczam dwa, tyleż zabawne, co specyficzne:
*
Mam dreszcze i proszę o jeszcze.
*
Nic nie bolało i jeszcze za mało.