O come, O come, Emmanuel,
And ransom captive Israel,
That mourns in lonely exile here,
Until the Son of God appear.
Rejoice! Rejoice!
Emmanuel Shall come to thee, O Israel.
O come, O come, Emmanuel,
And ransom captive Israel,
That mourns in lonely exile here,
Until the Son of God appear.
Rejoice! Rejoice!
Emmanuel Shall come to thee, O Israel.
– Ty, a czemu tego Bacha oznacza się skrótem BWV?
– Bo BWC nie licowałoby z powagą jego twórczości.
– Berlioz powiedział, że Bach jest Bachem tak, jak bóg jest bogiem.
– E tam. Dla mnie Bach jest dużo bachszy niż bóg boski.
Tak można się grzechowi przeciwstawiać :
A tak można się w nim zatopić po uszy:
– Nie dość, że te meble mają obleśną nazwę, to jeszcze ta pseudoelegancka reklama. A w niej tandetna dżezowa wersja „Arii na strunie G” w aranżacji na fortepian i kontrabas.
– To nie jest to.
– To co?
– A nie „Concierto de Aranjuez”?
– Prawie. To druga część z „Koncertu klawesynowego f-moll” Bacha. Ale byłeś blisko.
– Tak sobie podsłuchuję te stare wykonania pasji, które puszczasz, i myślę, że Wagner wcale nie był taki oryginalny. Bynajmniej nie musiał sam różnych rzeczy wymyślać – on te rozlewiste akompaniamenty i mocarne chóry po prostu słyszał w salach koncertowych, jak grali… baroczki.
– Moim zdaniem to brzmi świetnie, a nie jakieś histeryczno-neurotyczne podrygi tak zwanego wykonawstwa historycznego.
– Ależ zgadzam się w pełni. Tylko tempo jakieś takie pogonione.
– Pogonione? Moim zdaniem w sam raz.
– Skąd: jest tylko dwa razy wolniejsze, a mogłoby być trzy razy wolniejsze.
– Czekaj, zaraz wejdzie chór.
– O, już wszedł. Brzmi jak ze śpiewaków norymberskich. I to tych z trzydziestego piątego!
– To znamienne, że Mozart wziął na warsztat fugę z monumentalnego dzieła, w którym Bach donośnie zabrał głos w kwestii teorii tonacji muzycznych i stroju temperowanego, fugę z najbardziej niesamowitej pary enharmonicznej – es-moll/dis-moll – i zrobił z niej fugę… d-moll.
– Dobrze, że nie G-dur.
– Ten dur to chyba jest nierozerwalnie związany z G.
Tak brzmi połączenie klawesynu z gitarą portugalską w mojej ulubionej suicie francuskiej.
– No i co po tej Idzie? Parę ładnych kadrów i dobrzy aktorzy, o ile akurat słychać, co mówią. I tyle.
– Ładne zdjęcia, to prawda.
– Ale to za mało jak na cały film. I ten morał, że przeczysta nowicjuszka, zakosztowawszy rozkoszy ziemskiego życia, wraca jednak do boga. Maszerując w habicie przez kartoflisko przy akompaniamencie Ich ruf zu dir, Herr Jesu Christ w tempie defiladowym.
– Najwyraźniej ta transkrypcja fortepianowa, chyba Busoniego, to jest aktualnie taki kawałek Bacha, który obowiązkowo musi być w filmie. A najciekawszy wątek, czyli sędzia, ucięty – ex machina. A przecież ona powinna się zaangażować w sprawę restytucji…
– Śmiech śmiechem, ale to jest denne, że ją tak uśmiercili bez wyjaśnień.
– Wygodne. Zamiast prowadzić i konsekwentnie budować postać, zrzuca się to na widza. Żeby on załatwił to za twórcę.
– To bardzo przemyślne. Bo jak się człowieka w coś wciągnie, jak się odbiorca zaangażuje, to wcześniej czy później zacznie mu się podobać. I to wcale nie dzieło, nie; tylko własna aktywność odbiorcy, jego twórcza działalność zamiast działalności twórczej autora.
W orkiestracji Antona Weberna:
I na klawesynie:
– Ja w ogóle nie przepadam za Weihnachtsoratorium.
– Ja lubię pierwszą kantatę, no, wiesz, Ich heisse frolocket.
Szukałem dobrego wykonania tej fugi, dość lekkiego, by podkreślić jej nieoczywistą melancholię, i udało mi się trafić na Helmuta Walchę. Na jego wykonaniach się poniekąd wychowywałem. Ale dziś raz pierwszy poszukałem informacji o nim i dowiedziałem się, że był niewidomy od 19 roku życia w następstwie szczepionki przeciwko ospie.
W tym roku 25 sierpnia wypadł dla mnie 26-go. Poszliśmy późnym wieczorem na koncert Nelsona Freire, którego przybycie na występ niemal do ostatniej chwili nie było pewne z powodu poważnych kłopotów pianisty ze zdrowiem. Po Brahmsie, Prokofiewie i Chopinie zagrał na bis chorał z kantaty 147 w transkrypcji Myry Hess.
Wpisując „Freire bleibet” do wyszukiwarki, nie liczyłem za bardzo na to, że znajdę to wykonanie. Ale się udało.
– Ten koncert był wstrętny, ale dzięki niemu zobaczyłem, że nie tylko zagranicznicy przyjeżdżają do Polski chałturzyć, ale działa to także w drugą stronę. Nie podniosło mnie to jednak na duchu, ani tym bardziej na uchu.
Frazy z wyszukiwarek, po których ludzie trafiali ostatnio na mrówkodzika. Co ciekawsze wytłuszczam.
proktopenteteris
edward gorey kto to hipster
dzieciece hasla cytaty otlenku wegla
autor wiersza „prysk”
knur murzasichle-
tortury kobiet pochwy
mówili kachnie, że jej z dupy
feromony suki
koszulka z mrówkojadem w swetrze
trucizna wypracowanie
w damskich ciuchach na codzień opowiadania
bach – jam dość rad
okowy grzechu
jak wymawia sie rimming
łechtaczka, wiersze
ruchanie dentystka opowiadanie
jakie grupy działaja w parafi co przyblizaja do boga i poma
Rubuk pyta z drugiego pokoju:
– A co to leci?
– Kantata Ach, lieben Christen, seid getrost*.
I, nie dosłyszawszy odpowiedzi, odkrzykuje ze zdziwieniem tłumaczenie:
– Dobry Jezu został usmażony?!
———————————————————————–
* „Ach, mili chrześcijanie, bądźcie pocieszeni”.