– O, hej, miło cię widzieć. Dawno przyszedłeś?
– Niedawno. A odczytałeś moją wiadomość na mesendżerze?
– Nieee… A co, pisałeś, że będziesz?
– Nie, pytałem, czy jesteś.
– O, hej, miło cię widzieć. Dawno przyszedłeś?
– Niedawno. A odczytałeś moją wiadomość na mesendżerze?
– Nieee… A co, pisałeś, że będziesz?
– Nie, pytałem, czy jesteś.
– Fajni chłopcy dzisiaj byli.
– Ale co mi z tego, jak stoję za barem.
– No co, ja to chciałbym mieć taką pracę.
– W sensie jaką?
– Że pójdę do kibla i se pomarzę…
– Po ścianie?!
– Nie, o nich. Ale też.
Z OPOWIEŚCI ĆMY BAROWEJ
Siedzę sobie w podłym barze,
brzdąkam sobie na gitarze.
Myślę: myśli mam głębokie,
Więc zamówię piwo z sokiem.
Pytam: czujesz to, kolego?
Bo poznałem cię jak swego,
Bo ty wziąłeś tak jak ja
Ciepłe piwo z sokiem raz.
Dziś historię ci opowiem,
Wiele się ode mnie dowiesz,
Bo mnie ludzie odrzucili
I byli dla mnie niemili.
Ludzie mówią: co za łach,
Lecz to wsiąka jak krew w piach.
Bo poznałem swoją damę,
Zakochałem się na amen.
Teraz ona kocha mnie,
Więc zaśpiewam: je, je, je.
Tylko ona mnie zna-a,
Więc zaśpiewam: la, la, la.
Przejechałem całe Stany,
Rany, rany, rany, rany.
Teraz znam już życia zew,
Skowyt bycia, żalu śpiew.
Czasem wydasz dolców sto,
Czasem schowasz się pod most.
Czasem zupę z puszki zjesz,
Wtedy czujesz, że ży-jesz.
Bo wiesz – życie to jest droga,
Do człowieka i do Boga.
Kiedy ją przemierzysz raz,
To już nie będziesz musiał drugi raz.
Albo jednak będziesz musiał,
Bo życie czasem nas wzrusza
I gdzieś do przodu nas gna.
Tra la la, tra la la.
– Jest adwent. Może wreszcie powinniśmy odwiedzić… stajenkę?
– Masz na myśli Scheune?
– No, na Boże Narodzenie pewnie tam wystawiają szopkę.
– Tam wystawiają codziennie. I nie tylko ją…
– A to co za ciacha?
– Po stopniu strzaskania na solarium sądząc, jakieś brownies. Chyba bracia, może bliźniacy.
– Pewnie chodzą tu gdzieś na siłownię.
– Owszem, a potem wracają do wypasionej fury.
– Zaparkowanej przed ogródkiem gejowskiego baru? Może nasi?
– Wątpię, raczej autoseksualni. Przychodzą i we własnym towarzystwie zjadają przed samochodem kurczaka z ryżem.
– Ale mają stylówę. I przedarte koszulki, i włosy trefione, i wszystko.
– Może realizują jakiś grant z ministerstwa kultury pod hasłem „Ocalmy pamięć o latach 90.”?
– Tu na dole jest atmosfera jak na stypie po jakimś dalekim, niezbyt lubianym wujku.
– Na którą zleźli się tacy okropni powinowaci. Jak się podpiją, to się robią agresywni, a ich żałosność rośnie szybciej, niż ty jesteś się w stanie upić, żeby jej nie dostrzegać. I nie wiesz, czy bardziej masz się na nich wkurzać, czy im współczuć.
– A na górze?
– Na górę wszedłem tylko raz i zaraz wróciłem. Tam jest jak u babci na imieninach. I to tej, którą mniej lubisz.
– Oj, wszystko zależy od tego, jak przystojny jest wnuczek…
– Przestań się tak zachowywać, bo dostaniesz karę.
– Jaką znowu karę?!
– Uderzę cię butem w twarz.
– Nie!
– Tak. To nam na pewno przysporzy popularności. I nie będę potem nikomu tłumaczył, że cię to nie kręci.
– Ty się tak do niego nie uśmiechaj. W takich barach zatrudniają też heteryków.
– Ten heteryczką raczej nie jest.
– No raczej nie. A jeśli jest, to ma czkawkę.
– Właśnie zastanawiałam się: procenty czy melisa…
– Wódka z melisą! To może być drink roku 2015!
– Podawać w szklance do połowy pustej.
– A nalewać z butelki z podpaloną szmatą w szyjce…
– Co tak dmiesz w tę butelkę?
– Bo mam subdominantę.
– I nie wystarczy ci?
– Jak się wystarczająco mocno dmucha, to z każdej subdominanty da się zrobić dominantę!
– Czy wszyscy twoi znajomi, którzy się witają z tobą, nigdy nie zwracają uwagi na osobę, z którą siedzisz?
– Nie wiem, dziś chyba mają intuicję.
– Mnie tam ostatnio spotkała historia oburzająca wręcz.
– Historia oburzająca wręcz w gejowskim barze? Niebywałe! A co dokładnie?
– Przy wyjściu widzę jakiegoś kolesia, patrzę, a on jest kropka w kropkę jak ten z plakatu festiwalu filmowego LGBT. Broda, czerwone okulary, te sprawy. I mówię mu to: „Wiesz, wyglądasz jak przedstawiciel społeczności LGBT!” . A on z wściekłością odpowiada: „Masz szczęście, że mieszkam niedaleko, bobym ci pokazał fucka!”.
– Kolesie w tym barze zachowują się niesamowicie.
– Czemu?
– No bo tak chodzą, patrzą, pohukują, przekrzykują się, jakby oglądali jakiś mecz. A oni przecież nie oglądają!
– Mówi się, że jak ktoś kilka razy w tygodniu przesiaduje w tym samym barze, to jest meblem.
– Ta laska to taka miejscowa komódka.
– Może serwantka?
– Serwantka lepiej. Ona chyba ani ładna, ani mądra, w sumie całkiem miła jest.
– Politurę ma podniszczoną…
– Ale ma na pewno funkcjonalne schowanko na przybory do szycia!
– Słucham? Że niby tam, w dole? Ale do szycia…?
– Nie, skąd, to miało wyrażać, że jest taka sympatyczna właśnie. Wiesz, że wysuwasz szufladkę, a tam takie otwierane puzdereczko w środku zamontowane.
– Twarz mam do dupy, dosłownie i w przenośni.
*
– Ile płacę za te drinki?
– Pięćdziesiąt pięć.
– Za tyle to mógłbym mszę za ojca zamówić!
*
– Kulki analne, chcesz?
– Nie, ja tylko mówię dużo o nich.
*
– Nie dali ci serwetek?
– Dali, ale najpierw zlizuję większe kawałki.
*
– Poproszę trzy wściekłe psy, takie nie zmieszane.
– Wtedy, kiedy stałeś z tą miną przy barze, poczułem, że on dla ciebie umarł.
– Tak było.
– To co on ci teraz przeszkadza, skoro umarł?
– A kto lubi przebywać z trupami?
– Lekarze lubią.
– Pisarze też w sumie. Ale ten trup jest zbyt świeży.
– Ile on ma lat? Szesnaście? I wy mu alkohol sprzedajecie!
– Nie sprzedajemy. Stawiają mu.