Oglądamy film o Carlosie Kleiberze sprzed kilkudziesięciu lat. Dyrygent odbywa próbę z jakąś niemiecką orkiestrą.
– Tam grają sami faceci!
– Prawie, są też kobiety.
– Ale dobrze przebrane za facetów.
– Może w takich orkiestrach kobiety musiały być facetami?
– Niekoniecznie. Może wystarczyło, że przed angażem dziesięć lat terminowały w bibliotece?
– I to w Dziale Ksiąg Zakurzonych!
– A może to jednak sami faceci są? Kleiber mówi do nich ciągle meine Herren i meine Herren.
– A nie, to inna sprawa: on ma tu na myśli Herrenvolk.