– Czy ktoś zna jeszcze jakieś miejsce, gdzie zabronione jest robienie zdjęć nagrobkom?
– Berghain.
– W sumie tak. Tam ciała i tu ciała.
– Tam prochy i tu prochy.
– Czy ktoś zna jeszcze jakieś miejsce, gdzie zabronione jest robienie zdjęć nagrobkom?
– Berghain.
– W sumie tak. Tam ciała i tu ciała.
– Tam prochy i tu prochy.
– I co tam u was słychać? Jak się udał pobyt?
– Angina. I trzy opryszczki.
– U mnie zapalenie zatok.
– Ale po czym to wszystko?!
– Po sześciogodzinnej podróży pierwszą klasą PKP z niedziałającym światłem i ogrzewaniem.
– Skoro dziś jest Dzień Jedności Niemiec, to może by się wreszcie zjednoczyć z jakimś atrakcyjnym Niemcem…?
– Hm… Zjednoczenie to jest jak jeden Niemiec z drugim. Jak Niemiec z Polakiem, to jest pojednanie.
– O, zobacz, obok dużych flamingów są małe! Takie jeszcze niewybarwione.
– Taaa, niewybarwione. Małe, czarne, z krótkimi nogami i małym szpiczastym dziobem. Na dodatek innego gatunku.
– Niebezpiecznie tak jeździć do tych zachodnich miast, ciągle tam jakieś zamachy…
– Hm, gdybym już miał doświadczać skutków jakichś zamachów, to wolałbym w Brukseli albo Berlinie niż w Warszawie. Kwestia organizacji.
– Ale daj spokój, nie będzie u nas żadnych zamachów. Po co się wysadzać w Warszawie?
– Właśnie, przecież można wysiąść dopiero w Berlinie. A o czym gadacie?
– Czy ty właśnie strzeliłeś obcasami i zahajlowałeś?
– Tak.
– Ale czemu, do licha?!
– Kiedy widzę ludzi w uniformach bardzo głośno mówiących po niemiecku, to nie mogę się powstrzymać…
– Co tak przeraźliwie piszczy? Jakiś piesek znęca się nad zabawką? Strasznie długo i metodycznie…
– Nie, spójrz, tamto dziecko ma takie piszczące buty.
– Genialne, gratulujemy rodzickom. A może od razu zmienią mu pieluchę, ustawiając wiatrak i rozwiewając gówno na wszystkich dookoła?
– Jedź do Berlina, może jeszcze zdążysz obejrzeć cały dyptyk Fouqueta.
– Uważaj, to się może przerodzić w duptyk…
– Albo tryptyk.
– Byle nie tryper.
– I truptyk!
– A to jest sala imienia Carla Marii Webera.
– Nie żadna sala, tylko zwykła jadłodajnia dla Niemców, niemogących wytrzymać dwugodzinnego koncertu bez jedzenia.
– Ciekawe, czy Weber przypuszczał, że uczczą jego pamięć, nazywając jego imieniem stołówkę…
– Dziwny ten pan. Wygląda na bezdomnego. Ale co by robił na wyprzedaży plakatów…?
– Bezdomni mają tu takie zasiłki, że przychodzą na wyprzedaż plakatów do antykwariatu po pięć euro za sztukę, żeby wyłożyć sobie nimi karton.
– To „n. Ch.” to jest „po Chrystusie”? W sensie: „nacht Christo”?
– „Nach”, chociaż w sumie z tym „Nacht” to się wiele nie pomyliłeś.
– Widziałeś tę Azjatkę? Ma zdjęcie córki na komórce.
– To nic niezwykłego.
– Tak, ale ona ma to zdjęcie przyklejone do obudowy po tylnej stronie telefonu.
– Po prostu dalekowschodnia technika wzniosła tapetę na nowy poziom.
– Nie gadaj. Może ta jej córka nie żyje albo coś.
– Możliwe. Mieli gości i azjatycka surowa mama nie mogła się pochwalić superświadectwem córki, więc ją zabiła.
– I teraz żałuje?
– Nie, przyczepiła sobie, żeby pamiętać, co trzeba będzie zrobić z następną córką, jak nie będzie miała samych szóstek.
– Może. Ale co ona tak krąży wokół tych kwiatów?
– Jesteśmy w hali z roślinami azjatyckimi. Może porównuje z tym w swoim ogródku i zastanawia się, czy wobec faktu, że jej są mniej efektowne, już powinna popełnić samobójstwo, czy jeszcze trochę poczekać.
– Masz strasznie jednostronny ogląd. Ja sobie myślę, że to ważne, żeby trochę poznać ludzi. Wtedy zaraz się na nich inaczej patrzy. Nie dehumanizuje się ich. Nie nienawidzi z góry, za stereotypy i tak dalej.
– Tak, trochę poznać warto. Ale bardziej to już nie, bo wtedy dopiero ma się dobre powody, żeby ich nienawidzić!
– Powiedziałbym, że straszne z nich kutasy.
– No, i to kutasy przez ce ha!
– Wiesz, kim będę w przyszłym życiu? Gejem w Rzymie!
– Ależeś wymyśliła. Skoro tak, to może włącz sobie hinduizm do systemu wierzeń? To ci ułatwi.
– Nie, to inaczej działa. My, Żydzi, nie mamy życia po śmierci, więc siłą rzeczy musimy sobie coś zaplanować.
– O, jaka miła pani.
– Wygląda jak córka.
– Czyja?
– Właścicielki. Ma jej oczy i w ogóle twarz.
– Kalimera, córka Kalispery. Ciekawe, czy babcia Kalinichta jeszcze żyje.
– No skąd. Ona się poświęciła i umarła wcześniej, żeby rodzina mogła za jej rentę otworzyć restaurację!
– Widziałeś, na naszych biletach na „Elektrę” napisane jest „Familienvorstellung”. Dość specyficzna kwalifikacja…
– Cóż, historia o babce, która rękami brata morduje matkę i jej gacha, którzy przedtem zabili jej ojca i wygnali owego brata, a w wolnych chwilach oddaje się lesbijskim igraszkom z siostrą – w istocie rodzinne przedstawienie!
– Och, jaki uroczy przenośny zestaw do malowania akwarel. A w czym pędzel maczali? We łzach, które ronili nad pięknem natury?
– Wiesz co, w dupie. Stąd technika zwana sepią.
– Czemu nie lubisz Ampelmanna?
– Straszny jest, brrr, kojarzy mi się z Freddiem Krugerem.
– A mi z Dudową, jak się witała z biskupami.
——————————————
Arek zilustrował tę kwestię piękną grafiką:
– Co za chojrak!
– Uważaj, bo cię pieprznie.
– I będzie płacił! Bo wybije mi sztuczne zęby, które sobie zrobiłem.
*
– A ten? Fajny chyba.
– Oooj, kiedy zaczyna cię kręcić wytatuowany dzieciak podrzucający nóż za barem, to wiedz, że coś się dzieje.
*
– Popatrz, ten klub nazywa się Zauberflöte!
– Ja nie chcę wiedzieć, dla jakiego typu fetyszystów jest to miejsce.
*
– Widziałeś tego typiora przy barze?
– Noo, jak zamawiał sobie drinka, to tak się przyglądał swojemu bicepsowi, że aż dziwne, że go nie pocałował i nie zamówił dla niego kolejki.