– Dlaczego ktoś zakwalifikował tę książkę do druków muzycznych, to ja nie wiem.
– Może pomyślał, że te plamy pleśni na kartach to zapis chorału…
– Dlaczego ktoś zakwalifikował tę książkę do druków muzycznych, to ja nie wiem.
– Może pomyślał, że te plamy pleśni na kartach to zapis chorału…
– Czemu dałeś Lessing, LeClézia i Coetzeego razem?
– Bo to noble, a poza tym związane z Afryką i tak dalej.
– Aaa. To postawię ich obok dzieł zebranych pana redaktora naczelnego.
– A czemu tam?
– Bo jedno i drugie to jakieś dzikie obyczaje, plemienne praktyki i dużo nagród.
– Co porabiasz?
– Wychodzę z biblioteki. A ty?
– Ja challenge’uję.
– Oo, widzę, że grany jest już korpo-zew. Kredyt hipoteczny, osiem godzin dziennie w biurze, joga, quinoa i zen, czyli siłka i squash. W weekend koks na Mazowieckiej.
– Gdzie ty pracujesz? Joga już dawno niemodna. Teraz pilates. A później sojowa kawa na odtłuszczonej wodzie z garścią orzechów nerkowca wysranych przez jednorożca.
– BTW IMHO ASFAIK, słusznie powiedziane. Jestem tak bardzo not millennial!
– Centennial! Jesteś centaurem!*
—————————–
* „Centaury […] tworzyły prymitywne plemię. Zamieszkiwały góry i lasy Tesalii oraz Arkadię. Obyczaje miały dzikie, to jest żywiły się surowym mięsem upolowanych zwierząt, kilkakrotnie usiłowały porwać lub zgwałcić kobiety, łatwo się upijały.” [Wikipedia]
– W życiu 99% czasu przepracowałem w domu i jestem od tego trochę uzależniony. Łatwo się rozpraszam. Chyba że jadę. W kawiarni, lub innej przestrzeni publicznej, bywa czasem nieźle, w bibliotekach jest za cicho – każdy hałas się wybija. No, ale są słuchawki.
– Słuchawki są niezbędnym atrybutem pracy w miejscach publicznych. Głupie rozmowy przy kawusi mnie deprymują, a tak to mam wrażenie, że mowa jest o czymś istotnym.
– Zdaje się, że zostały już tylko cztery apartamenty… Ładnie zaprojektowane wnętrza, w tym 120-metrowym znalazła się nawet biblioteka.
– Osiem metrów kwadratowych? Co ja tam będę trzymać, obwoluty?!
– Pokoik na fotel, barek i kindla.
– Signum temporis. Resignum wręcz.
– W tej bibliotece oprócz Śledzia wszyscy są z wykształcenia…
– Jakiego śledzia? Ktoś tam się nazywa Śledź?
– Nie, tak na nią mówimy, bo ma taką minę. I śmierdzi. Jest też Walkiria.
– Czemu Walkiria?
– Jakbyś ją zobaczył, to nie miałbyś wątpliwości czemu. Jak przechodziła przez bibliotekę, to się szyby trzęsły.
Oglądamy film o Carlosie Kleiberze sprzed kilkudziesięciu lat. Dyrygent odbywa próbę z jakąś niemiecką orkiestrą.
– Tam grają sami faceci!
– Prawie, są też kobiety.
– Ale dobrze przebrane za facetów.
– Może w takich orkiestrach kobiety musiały być facetami?
– Niekoniecznie. Może wystarczyło, że przed angażem dziesięć lat terminowały w bibliotece?
– I to w Dziale Ksiąg Zakurzonych!
– A może to jednak sami faceci są? Kleiber mówi do nich ciągle meine Herren i meine Herren.
– A nie, to inna sprawa: on ma tu na myśli Herrenvolk.
-…I opowiadał mi o takim chłopaku, który wszedł w relację z jakimś profesorem bardziej taką mentor-uczeń, o ile dobrze pamiętam. Profesor umarł i zostawił testament, na którego odczytanie została zaproszona miejscowa profesura oraz rzeczony młodzieniec. I wyobraź sobie, że wszystko – w tym liczącą dziesięć tysięcy tomów bibliotekę – otrzymał chłopak, a jaśnie panowie profesorowie obeszli się smakiem. Skubaniec kazał ich zaprosić tylko po to, żeby się dowiedzieli, że nic nie dostaną!
– Miał poczucie humoru.
– A kto po nas odziedziczy nasze bezcenne zbiory, jak umrzemy leciwie?
– No nie wiem.
– Myślisz, że znajdziemy sobie chłopca na starość?
– A na co mi chłopiec na starość! Bardziej by się przydał profesor na młodość.
Rabbio opowiadał, jak przed laty poszedł sobie wyrobić kartę biblioteczną w BUW-ie.
Podchodzi do stanowiska, robią mu zdjęcie, pan bibliotekarz drukuje kartę, po czym stwierdza z niezadowoleniem:
– Nie da się.
– Ale jak to się nie da?
– Wygląda na to, że system zaklasyfikował pana jako rekord bibliograficzny.
– Co to znaczy?
– To znaczy, że jest pan książką.
– Ale to co, nie będę miał karty?
– Będzie pan miał kartę, tylko ona nie będzie działać.
– Nie będę mógł wypożyczać?
– Będzie pan mógł wypożyczać, ale karta… Nie będzie robiła „pik”.
– Ej, a wiesz, ze w BUW-ie jest już mniej restrykcyjnie? Można wejść z plecakiem (!), rzecz jeszcze parę lat temu… chyba nawet rok temu, nie do pomyślenia. I przy wejściu nie robią już wziernikowania odbytu!
Profesor D., nobliwy wykładowca historii kościoła na UKSW, podczas przerw między wykładami przepisywał w bibliotece gazety. Mówił, że nie ma czasu czytać ich teraz, to sobie przepisze i poczyta w domu.