– Umówiliśmy się już na 25 grudnia.
– Ooo, to akurat na jorcajt Birgit Nilsson!
– Umówiliśmy się już na 25 grudnia.
– Ooo, to akurat na jorcajt Birgit Nilsson!
– Może sobie coś obejrzymy do kolacji?
– Okej, a co?
– Może jakiś koncert?
– Koncert? Zawsze zastanawiałem się, kim są ludzie, którzy oglądają koncerty na DVD. Nie spektakle, ale koncerty właśnie.
– Nie to nie.
– No dobrze już, będę słuchał, bez oglądania. Czyj koncert?
– Cecilii Bartoli?
– Mowy nie ma! Ze wszystkich absurdalnych diw ona jest wizualnie najbardziej absurdalna! Jeśli już to jej koncert mógłbym oglądać pod warunkiem, że muzyka leciałaby z głośników, a ona by stała na scenie wypchana.
– No wiesz co!
– Albo ewentualnie mogliby zwiesić z góry wielkie plakaty ze zdjęciami tej królowej fotoszopa.
Skończyło się na tym, że oglądaliśmy DVD z amerykańskimi nagraniami telewizyjnymi z lat 60, gdzie wybitne skądinąd gwiazdy scen operowych śpiewały w wydziwionych kostiumach na tle kuriozalnych dekoracji.
– Co tak bzyczy?
– To Birgit. Zgrywam tego Wagnera na komputer. Czasem tak bzyczy ta stacja dysków.
– Ring zgrywasz?
– Nie, a dlaczego?
– Bo ona tylko w Ringu śpiewa w tym boksie.
– W Tristanie też… Ha! W boksie! A więc jednak Nilsson b y ł a koniem!
– Żeby zaśpiewać operę w innym języku, to się trzeba uczyć nie tylko nowego tekstu, tylko w ogóle od początku. Taka na przykład Birgit Nilsson śpiewała Zamek Sinobrodego, owszem, ale tylko po niemiecku i po szwedzku.
– Co ty gadasz! Śpiewać węgierską operę po szwedzku to jak wsadzać sobie wibrator w kształcie cipy!
– To jest piękna kobieta!
– Tak… To jest… człowiek… o… nieprzeciętnej aparycji.
————————————————-
Patrz także: tutaj.