Archives for posts with tag: ból

– Mnie się podobają kolczyki typu septum.

– Mnie też, ale boje się bólu, więc zrobiłem sobie w tiszercie.

[od 41’58”]

ЛЮБАША
Ах, не нынче уж я приметила,
что прошли они, красны дни мои.
И в груди болит, ноет вещее,
злое горе мне предвещаючи.
Нет, нет! не тот, не тот со мной,
не тот со мной он теперь.
Нет, нет, не тот, не тот со мной.
Да, разлюбил он меня.

БОМЕЛИЙ
Много в мире есть сокровенных тайн,
Много темных сил неразгаданных;
Но в науке ключ к этим тайнам дан.
Но ключ к ним дан, к ним дан светом знания.

– Jak dziecko jest agresywne, to trzeba mu odpłacić kontrolowaną agresją, żeby zrozumiało, że to boli. Inaczej nauczyciel będzie się stresował i cierpieć będą na wszystkie dzieci. Lepiej raz a dobrze potrząsnąć, ale nie ze złości, tylko w celu wychowawczym.

– I tak się robi, tylko nikt się nie przyznaje. W pedagogice określa się to jako wprowadzenie bodźca awersyjnego w postaci stymulacji proprioceptywnej.

– A czego ty tu sobie słuchasz?

– Samo mi się włączyło na jutjubie. Bartoli śpiewa „Lascia ch’io pianga”, tyle że z innym tekstem.

– Bo to ma alternatywne słowa, z innej opery.

– Ach, rozumiem, aria walizkowa.

– Tak. „Lascia la spina”.

– Czyli jakby „porzuć cierń”. Albo kręgosłup.

– No chyba kręgosłup.

– Jak to kręgosłup? Moralny ma porzucić?

– A bo ja wiem. Może spina w cyrku.

– Spina w cyrku? To jak występujący mają tremę przed pokazem?

– Nie, ściana.

– Ściana to jest rozmowa z tobą. Jaka znowu ściana?

– W rzymskim cyrku, na wyścigach. Taka między torami najeżona.

– Coś powątpiewam, żeby w tej arii chodziło o porzucenie najeżonej ściany. Zerknę na tekst… No właśnie. „Lascia la spina, cogli la rosa”.

– Coli!

Cogli, tak.

– Escherichia?

– Tak, bakteryjne zapalenie rdzenia!

– Zauważyłeś, że deadlines od deadliness różni tylko jedna litera?

– To „s” to znak węża!

– To jest ta, nie mogę sobie przypomnieć piosenki…

– No, pomyśl.

– Nie wieeem…

– To czemu leżysz głową w dół i wierzgasz nogami? Masz napad paniki?

– Nie, myślę!

– Co robisz z tą ręką? Masujesz ją czy wycierasz, czy kremujesz?

– Ubolewam.

 

 

– Byłem w Paryżu na „Sinobrodym” według Warlikowskiego. Publika padła na kolana.

– Warszawscy klakierzy nie mogą paść przed Trelińskim na kolana, bo już leżą przed nim krzyżem.

– Kawai czy Fazioli – i tak równo boli.

– Steiway czy Yamaha – i tak jest bardacha.

– Boli mnie głowa.

– Ibuprofen?

– Poproszę.

– Proszę, oto pigułka gwałtu.

– Skoro gwałt już był, to raczej pigułka po.

– Kolka nerkowa? Uj, to nic przyjemnego. Może strasznie boleć, podobno.

– Mówi, że go bolało, ale że głównie to nie mógł się tak jakby wyprostować.

– To dobrze, że aż tak nie cierpiał. Słyszałem, że niektórzy się zwijają z bólu.

– No, może się zwijał i dlatego nie mógł się wyprostować, nie wiem.

 

 

– Słyszałeś to?

– O rany boskie.

– Powiedziałbym, że Pluhar dała czadu, ale czad jest trucizną bezbolesną…

– Katolicki psycholog mówił dziewczynce w szkole, że jak ateista umiera, to strasznie krzyczy, bo go boli, a nie ma przy nim nikogo.

– A to dziwne, bo widziałam wielu wierzących, którzy umierali w potwornym bólu, bez bliskich obok.

– Jak mówiła matka Teresa z Kalkuty, odmawiając swoim chorym środków przeciwbólowych: „Kiedy cierpisz, Chrystus cię całuje”. Tych krzyczących po prostu całuje z języczkiem.

– Jedna położna mówiła mi, że ból porodowy to jest taki ból pierwotny i to trzeba zaakceptować, to trzeba przeżyć, i to jest dobre.

– Czyli najlepiej sobie tym dzieckiem w tę i we w tę…?

 – Pobolewa mnie lewe jądro. Ale to chyba nie rak, bo rak nie boli.

– Ale to żaden problem, można uciąć i zrobić sobie protezę.

– Nie waż mi się tak mówić!

– No tak, to jest niefajne. Ale to nie jest najgorsze, co może cię spotkać.

– Pocieszyłeś mnie.

– Au, boli. Mam tu ranę.

– Jam ran twoich całować niegodzien.

– To nie całuj, tylko sobie oglądaj.

– Wiesz, że ostatnio zaczynam mieć coraz większą frajdę, że komuś zadaję przyjemność.

– Jak się próbuje naraz kiwać i kręcić głową, to wychodzi lemniskata.

%d blogerów lubi to: