– Dmuchnij w butelkę. Co masz?
– Dominantę.
– A ja subdominantę.
– Czegóż więcej chcieć!
– Dmuchnij w butelkę. Co masz?
– Dominantę.
– A ja subdominantę.
– Czegóż więcej chcieć!
– I jak się bawiłeś?
– Nieźle, choć momentami czułem się nie na miejscu. Jak wtedy, kiedy z głośników leci jakaś rockowa dominanta nonowa bez prymy, a ja gwiżdżę w butelkę i mam tam tonikę.
– Musisz tak siorbać z tej butelki?
– Nie siorbię, to się samo robi.
– Samo się nie robi. Trzeba położyć ujście szyjki na ustach i wlewać sobie do paszczy, a nie ssać, to nie będzie gdolić*.
– Ale ja nie ssam!
– „Nie ssiesz”.
– No właśnie nie ssię!
– „Ssę”!
– Ty?
– Ty!
– Chyba ty!
——————————————————–
*gdolić – patrz: słowniczek.
– Nie mieliście w Czechosłowacji czegoś takiego jak ZPT? Zajęcia praktyczno-techniczne? My robiliśmy na nich sałatki, na drutach, jakieś instalacje elektryczne i inne konstrukcje.
– Mieliśmy! Robiliśmy na nich obrazki z tłuczonych butelek.
– Naprawdę? Po co?!
– Na dzień matki.
– Drugi kieliszek mi bardziej smakuje.
– Drugie kieliszki mają to do siebie.
– Zwłaszcza że to jest czwarty.
– Sport to jednak zdrowie. Gdybyśmy szli pod górę Tamką, to niechybnie dostalibyśmy po pysku od pijanych drecholi – ale ponieważ biegliśmy, to tylko obrzucili nas butelkami (niecelnie).
– Tacy pobożni młodzieńcy mogą być nerwowi, bo odczuwają podziemne wibracje z powodu wiercenia tunelu metra. Boją się piekła.
– Co tam jest napisane? Sosnówko-śmierciówka?
– Że co? O czym ty mówisz?
– Tu, na butelce.
– A nie, pokaż, to jest sosnówko-świerkówka. Chociaż czekaj…
——————————————————-
Chodzi o napój z tego postu.