– A ja mam żółwicę. Ma na imię Tobiasz.
– Tobiasz?
– Tak ją nazwałam, bo myślałam, że to chłopak.
– A ja mam żółwicę. Ma na imię Tobiasz.
– Tobiasz?
– Tak ją nazwałam, bo myślałam, że to chłopak.
– Tacy młodsi kolesie zawsze odchodzą. Bo się w kimś zakochają, a młoda miłość jest bardzo zaborcza i pochłonięta sama sobą, to naturalne. Albo odchodzą, bo nie chcą się zakochać w jednym z nas lub nas obu. Dla nich to nie jest sytuacja win-win, tylko często loose, i to duży.
– No, jak duży, to znaczy, że się działo.
– Niesamowite. Ten chłopak wygląda tak samo jak piętnaście lat temu. Ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jeśli kiedyś po raz pierwszy spotkamy się w świetle dziennym, to przynajmniej jeden z nas rozsypie się w proch.
– Słownik w telefonie zaczyna mi tworzyć poezję: „Dla mnie to nie jest, to dla nas, w tym roku na terenie całej masy mięśniowej, i tak się zastanawiam nad morzem w górach…”
– O, prawie jak nowe tomy co poniektórych poetów, tylko za mało trudnych słów.
– „Zaiste nie ma problemu z ich strony. A czas kiedy to się stało w sumie ponad nami i tak się stało”.
– Nie, chodzi bardziej o słowa typu „postmodernistyczna transgresja hiperrealizmu”.
– Mam nowy telefon. W nim słownik myśli inaczej, ale też ciekawie: „Hiperrealizm nie jest tak jak jest to co się stało z tego powodu w sumie nie ma co liczyć na fachową obsługę klienta”.
– Pełna zgoda. Nie ma co liczyć. Chyba że liczyć wyrazy uznania. Klasyczny postmodernizm: nie ma treści, są tylko komentarze. Jest recepcja. Taka recepcja bez hotelu.
– Postmodernistyczna to się jeszcze bardziej dzieje z moim chłopakiem.
– Co?
– Słownik zasugerował chłopaka, zasugerował to co wszyscy znajomi odradzają.
– I co z tym chłopakiem?
– Nic. To wszystko napisał słownik.
– Jak on to zrobił, że cały się mieści włącznie z nogami na tym stołku barowym?
– Nie wiem, ale jak się z niego spierdoli, to konkretnie.
– Nie spierdoli się. To taka pchełka.
– Czemu pchełka?
– No bo mała, skoczna, a jak się przyssie!…
– I co, jakiś ładny ten chłopak?
– Tobie by się podobał. Ale to niestety jedno z tych ciotowideł z pierścionkiem różańcowym.
– Orrany, typ oazowy? Kleryk z gitarą byłby dla niego parą?
– Tak, a jego hobby to haft geometryczny.
– I co tak haftuje, Maryjkę, Jezuska?
– Owszem, haftuje. Ale robi też ciekawe rzeczy, takie abstrakcje.
– To, co wymieniłem, to są abstrakcje.
– No popatrz, one są dla nas takimi MILF-ami.
– To kim my jesteśmy? SILF-ami?
– Ta, chyba sylfidami.
– Syfilidami!
– Co za chłopak. Jak młody bóg.
– Tym gorzej. Ja nie wierzę w Boga.
– Popatrz na tego tam.
– No, w porządku jest.
– Przyjrzyj się en face.
– Teraz nie mogę. Z boku wygląda standardowo.
– En face, patrz!
– Nic nie widzę.
– On jest potomkiem plemienia, które nie miało powiek…
– Co? Jak to? Ma przecież normalne powieki…
– …i sobie zakrywało oczy uszami!
– Wyobrażasz sobie? Gadamy z jakimś oburzająco młodym i wyglądającym na wyzwolonego chłopakiem, i pytamy, czy w ogóle miał jakieś doświadczenia seksualne większe niż jeden na jednego.
– I co odpowiedział?
– Że miał pięciokąt. Pięciokąt!
– No, to trzeba było się z nim umówić. W tej sytuacji trójkąt można by potraktować jako próbę resocjalizacji…
– Popatrz na tych chłopaków, już wyciągnęli karty do taroka i w coś grają.
– Ciekawe w co.
– Nie sądzę, żeby ta gra miała jakieś konkretne zasady; chodzi tylko o to, żeby był jakiś pretekst do bójki.
– O, popatrz, jaki ładny chłopak!
– Nie za młody…?
– Fakt, myślałem, że ma pięć lat więcej.
– A on ma pięć lat mniej.
– To ty ją znasz.
– No jasne! Mieliśmy romans nawet.
– Jak to?!
– Byliśmy zakochani w tym samym chłopaku.
– Kto to był?
– Ja jego nie znam. To był ten, co minął.
Trzynastoletni chłopak do dorosłej siostry, która leżała na łóżku w koszuli nocnej bez majtek pod spodem i było jej widać:
– Możesz to schować przede mną? Jeszcze nie chcę tego oglądać.
W praku młode chłopaki grają we frisbee:
– A czego jesteśmy daleko od siebie?
– Żeby było fajnie.