Znajomy szedł któregoś wieczora po ulicy ubrany w intensywnie niebieskie buty, a w uszach miał dobrze widoczne błękitne designerskie kolczyki własnej roboty. Nie wiem, jaką akurat wtedy miał fryzurę, ale – znając go – mniej lub bardziej niestandardową.

Był to dzień meczu Legii z Ruchem Chorzów. Idzie tak sobie, idzie wesoło, a tu grupa kiboli śpiewa, skanduje:

LEGIA RUCHA NIEBIESKIEGO CWELUCHA

Poczuł się odrobinkę nieswojo.