– W Jolancie reżyser, widać, bardzo się przejął historią niewidomej księżniczki i zrobił przedstawienie, którego można spokojnie słuchać z zamkniętymi oczyma, bo na scenie nie dzieje się nic ciekawego, a śpiewają całkiem dobrze. Za to przy Zamku Sinobrodego przez tandetne odgłosy z głośników nie byłem chwilami pewien, czy jestem w operze, czy w teatrzyku dla dzieci.
– Uważaj, Czajkowskim mogę się wzruszyć, albowiem pałam.
– Pałasz?
– Sam nie wiem. Może już się wypałałem.
– Wypałałeś się dzisiaj?
– E tam, dzisiaj. W ogóle.
– Wiesz, kiedy zrozumiałem, że nic z tego nigdy nie będzie? Kiedy na dwóch kolejnych spotkaniach, w odległości pół roku, powiedział, że nie pamięta, jak mam na imię.
– Niemożliwe. Nie wierzę, żeby nie pamiętał.
– Nie wiem. To chyba możliwe, że będąc zakochanym, można zapomnieć imienia?
– Nie można. To znaczy ja to owszem, mógłbym być zakochany i zapomnieć imienia, ale nie on.
——————————————————————–
Ilustracja muzyczna w temacie imienia, coś ta Dama pikowa za mną chodzi:
– Znasz Damę Pikową?
– Znam karową.
– Karową? Tam jest kwestura UW.
– Damę karową.
– Jaką damę karową?
– Nie znasz karty miłości.
——————————————————————————
Zapisałem to tak, jak usłyszałem. Ostatnia wypowiedź w rzeczywistości powinna mieć zapis kursywą, mojemu rozmówcy chodziło bowiem o Kartę miłości – piosenkę Aldony Orłowskiej. Ale chyba lepiej niż pani Aldony posłuchać ariosa z opery Czajkowskiego: