– W ramach działań równościowych od dziś sprzeciwiam się temu, żeby używać rodzaju żeńskiego „członkini”, bo on i tak pochodzi od „członka”, a zatem uprzedmiatawia kobietę-działaczkę i uzależnia jej status ontyczny od heteronormatywnego fantazmatu męskości.
– To jak się powinno mówić?
– Powinno się stosować coś rdzennie kobiecego. Wiadomo, co odpowiada członkowi, więc może „pochwa”, na przykład „Pani taka a taka jest pochwą fundacji”. Jeśli stworzyła tę organizację, to „prapochwą”.
– „Pochwą założycielką”.
– No właśnie nie bardzo, bo „założyciel” to też takie męskie. Założyciel, włożyciel, rozumiesz, postfreudowski insertywny paradygmat samczej dominacji.
– To może „pochwą pionierką”? „Pionierską pochwą”?
– „Pionier” to też jakby szowinistyczne, wertykalna symbolika falliczna. Jakoś inaczej trzeba.
– To może „poziomką”?
– Jak to poziomką?
– No pionierzy są od pionu, a poziomki od poziomu.
– „Pozioma pochwa”, tak? Wiesz, już mógłbyś dać sobie spokój z tym wypominaniem ludziom pochodzenia.
– Pracujesz?
– Zaraz będę. Teraz czytam o narządzie. Lemieszowym.
– A, jest taki narząd.
– O, słyszałeś o nim. Wiesz gdzie?
– Nie na członku?
– Hm, brzmi ciekawie. No dobra, a jak myślisz – do czego służy?
– Nie wiem. Coś… Łączy? Coś dzieli?
– A jaki jest?
– Mały.
– Czemu?
– Bo najwyraźniej większy jest niepotrzebny.
Jako człowiek bardzo młody, niedoświadczony i próbujący odkryć prawidła rządzące relacjami międzyludzkimi i wytyczyć granice, rozważałem z moim ówczesnym facetem:
– A pocałunek to zdrada?
– No, zależy jaki…
– No dobra: pocałunek w członek…?