Archives for posts with tag: demencja

– Co ja czytam. Balzak: Piotrusia. Skąd tłumacz wziął ten infantylny tytuł?! Pierrette to nie jest zdrobnienie, tylko forma  żeńska od imienia Pierre, tak jak Antoinette od Antoine’a.

– Czyli po polsku „ta Piotra”? Brzmi dziwnie. Ale Piotrusia brzmi co najmniej równie dziwnie! Mógł po prostu zostawić Pierrette i już.

– Najwyraźniej nie mógł. Widzę albowiem, iż Histoire de Gil Blas przetłumaczył jako Przypadki Idziego Blasa.

– Ta, chyba Idziego-dziadziego.

– Dziadziego-dzidziego.

– To już są chyba przejawy jakiejś demencji, cofki w rozwoju.

– Kiedy on to w ogóle tłumaczył?

– Jedno i drugie w latach pięćdziesiątych.

– Ale XIX wieku, prawda…?

– Nie, XX wieku. A sam był koło czterdziestki.

– Ciekawe, jak mówił o Marii Antoninie…

– Marysia Tosia?

– Mosia Tosia?

– Misia Pisia?

– Mmmu mmmu, pi piii!!!

 

– Ciekawe, czy publiczność wstanie, jak w preludium symfonicznym „Polonia” Elgara będzie ten fragment z hymnem polski.

– Mam nadzieję, że nie.

– A ja, że tak. I też wstanę. I będę hajlował. Hajlował dla Niepodległej, oczywiście.

*

– Swoją drogą to jego lordowska mość sir Elgar, zamiast wzruszać się Paderewskim i pisać ten minoderyjny medley pod tytułem „Polonia” mógł napisać uwerturę koncertową „Irlandia”,  wariacje na temat „Tasmania”, a w ogóle to najlepiej oratorium „Kompania Wschodnioindyjska” .

– W sumie szkoda, że sir Elgar nie dożył drugiej wojny światowej. Mógłby też skrobnąć poemat symfoniczny „Jałta”.

*

– A ten bis to co to było? Też jakiś Elgar?

– No, może któraś kompulsja starcza.

– Heh, kompulsja starcza?

– Powiedziałem „Pomp and circumstance”, ale w sumie na jedno wychodzi.

 

 

– Kékéket.

– Co?

– A nic, to po pseudowęgiersku.

– To coś znaczy?

– Nic nie znaczy, tak mi się z rozpędu powiedziało.

– Czyżby znowu metajęzyk?

– Daj mi spokój już z tym metajęzykiem.

– „Skiereszowano kurewkie to ja bym nazwal najgorszo.”

– Że co? Co ty właśnie powiedziałeś?!

– No, to był taki przykład użycia metajęzyka. A nie?

 

– Co to tak wyje?

– Wyje?

– No dzwoni!

– Nic nie słyszę…

– Buczy!

– Czajnik…?

– A no właśnie!

– Ile tu jest tych Café Opéra?

– Mijamy chyba siódmą.

– Wyobraźcie sobie, że się przyjaciółeczki umówiły, nie mogą się znaleźć i jedna dzwoni do drugiej. „Gdzie jesteś?… Jak to w Café Opéra, siedzę przecież w Café Opéra i czekam na ciebie!…  Ja już w szóstej jestem, w każdej czekałam i piłam kir royal, ile tego było… W sumie to z kim ja rozmawiam?…  O której ty w ogóle do mnie dzwonisz?!… Że która jest? Trzynasta? Ale trzynasta wczoraj czy dzisiaj?”

Na portalu społęcznościowym otrzymałem niedawno taką wiadomość.

Jestem ja … co więcej powiedzieć. Moje „Happy” przyjaciele nazywają mnie Senda ale nazywam się christian „Jestem pewien, że się gdzieś w środku. Dobrą równowagę” sparkly-lśniący „i” „ziemisty naturalne! To wszystko jest trochę mylące, naprawdę. A więc mówię znowu jestem ja. Unique, zabawa, szczęśliwy, altruistyczne, zabawny, towarzyski i introspective. I również jak pobyt w domu, oglądania filmów, Granie w gry, czytanie i pisanie, muzyka to moje życie. Mam wielki Poczucie humoru, uwielbiam się bawić i żartować, a jednak Jestem bardzo poważnie o rzeczy, które value. Life jest o living. hope możemy być przyjaciółmi Opowiedz mi o sobie jestem tylko tu nowy jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.

%d blogerów lubi to: