– Mnie zupełnie jakoś nie przekonuje ta francuska dialektyka.
– Dialektyka? Dialektykę to uprawiają Niemcy, a Francuzi co najwyżej diaretykę, bo regularnie wytryska z nich fontanna samozachwytu zmieszanego z wydalinami.
– Z rozgryzaniem i rozumieniem Derridy jest jak z wsadzaniem sobie w dupę, dajmy na to, tostera: pewnie da się to zrobić, są też ludzie, którym taki myk może zaimponować. Przy zastosowaniu PR-u popartego odpowiednio skuteczną przemocą symboliczną może nawet dojść do seryjnej produkcji dild w kształcie tosterów, a w pewnych środowiskach e l a s t y c z n e podejście do tego rodzaju utensyliów może stać się sinekwanonem. Bo, kurcze, cesarz to ma klawe szaty.
– Sandauer tak pisał.
– Derrida też.
– Derrida też, ale to jest inne „też”.
*
– Myśmy dziś rozmawiali o tautologii, czy nie?
– Tak, ale nie nazywaliśmy tego patologią.
*
– Nie mogę słuchać tego kiczu.
– Ja mogę.
– Ja lat osiemdziesiątych też w miarę mogę. Dziewięćdziesiątych mniej. Są mi za bliskie doświadczeniowo.
– Ja tak mam z II Wojną Światową.