– I co, pochłonęła to tiramisù?
– Powiedziałbym raczej, że tiramigiù.
– A z czym to się je?
– Przełyka się ze wstydem, bo każda porcja to o jedną za dużo.
– I co, pochłonęła to tiramisù?
– Powiedziałbym raczej, że tiramigiù.
– A z czym to się je?
– Przełyka się ze wstydem, bo każda porcja to o jedną za dużo.
– Mam dla ciebie deser, jak będziesz grzeczny.
– Wiem, raffaello!
– A skąd wiesz? I cała niespodzianka na nic.
– Wiem, jak tylko wszedłem do pokoju, to poczułem, że było jedzone. Znalazłem też okruszki.
– No dobra, skoro już wiesz, to masz.
– Gdzie je schowałeś? Tutaj?
– No, przecież widzisz, skąd wyjmuję. Nie, wiesz, jestem czarodziejem: schowałem gdzie indziej, a wyjmuję stąd. No dobra, tak naprawdę to schowane było gdzie indziej. Zmieniałem miejsca ukrycia.
– Ha, a jednak! Ja jakiś czas temu trafiłem na nie w szafce i się przez trzy dni zastanawiałem…
– …Czy ci się śniło, czy naprawdę znalazłeś?
– …Czy to ty je tam schowałeś, czy to ja je ukryłem przez tobą, i sobą. Chodziłem tam, sprawdzałem.
– I doszedłeś do jakichś wniosków?
– Do żadnych. Ale przez ostatnie dni nie sprawdzałem, bo jakbym sprawdził, tobym wiedział, że to ty ukryłeś, bobym widział, że zniknęło.
– Händel to w każdym razie znośniejsza muzyka niż Mozart.
– Ja tam lubię Mozarta.
– Dla mnie jego opery zawierają wyciąg tego, co najgorsze bywa w operach barokowych: wynudniałe do cna recytatywy secco i mechanicznie powtarzane melodyjki w ariach.
– Za to jakie melodyjki!
– Fakt, czasem ładne. Ale ile można mieć w jednej operze pogodnych arii? Mozart chyba nie rozumiał, że obiad nie może składać się z samych deserów.
– Słyszałam ostatnio, że lizanie cipki owłosionej jest jak lizanie czupaczupsa spod łóżka.
– Co to w ogóle za porównanie! Czekaj zapiszę.
– Zapisz, zapisz. Wiesz co, w sumie naszło mnie na czupaczupsy.
– Ty wiesz, co napisałem? ” Słyszałam ostatnio, że lizanie cipki owłosionej jest jak lizanie cipki spod łóżka”.
– To na deser kieliszek białego?
– Czemu nie, taka dekonstrukcja.
Zjawia się kelnerka.
– Coś białego byśmy, co pani poleca?
– Może to? Tu mamy 70% verdejo i 30% viury.
– Viury! Znakomicie.
Podchodzimy do lady z wędlinami.
– Jeszcze parę plasterków czegoś? Może tego, ładnie wygląda, jak to się nazywa?
– To jest włoska curva…
– Doskonale. Kurwa na wiórach.
– Pomyślałem: no to muszę przyjść dzisiaj tego posłuchać.
– Wie ein Kondukt.
– In gemessenem Schritt.
– Pięknie.
– I kiczowato. Skądinąd bardzo na temat. Miłość to kicz.
– O, czas na złote myśli?
– Żadne złote myśli, tylko do parteru i nos przy ziemi.
– Do lizania butów?
– Skądże. Ze szmatą, zmywam podłogę. A na deser telenowela w TV.