Archives for posts with tag: dialog

– I co, wiesz już, co złego jest w słowie „Murzyn”?

– Tak. To że w ogóle o to pytałem.

– A my byliśmy sobie przedstawieni?

– Nie.

– Szymon.

– Nie, Filip.

*

– Mam tu tylko dwadzieścia.

– Nie martw się, z zawartością spodni to razem czterdzieści.

*

– Jesteś bez sensu.

– Jak to?

– Jak mysz w piździe.

– Aha. A co miałoby tam więcej sensu?

– No chuj!

 

 

 

[15:06:03] O.: poczekaj
[15:06:17] O.: może się zorientuję skąd ta woda
[15:12:10] O.: nie wiem skąd
[15:12:18] O.: teraz się nie leje
[15:12:20] O.: nie wiem
[15:12:30] O.: zmywarka już nic prawie nie myje
[15:12:36] O.: więc zmywam w zlewie
[15:12:59] O.: zmyłam godzinę temu, przychodzę a na podłodze kałuża i w szafce kałuża
[15:26:46] O.: no niestety
[15:57:08] P.: any development?
[16:07:28] O.: nie :)
[16:07:37] P.: to dobrze czy źle?
[16:07:44] O.: czytam dialektykę oświecenia
[16:07:48] P.: Don’t

– Od kogo to masz?

– Co mam?

– Ten kwiatek.

– Storczyk? Od… Faceta.

– Faceta?

– Mojego tajnego drugiego lepszego faceta.

– Aha. Fajny jest?

– O, bardzo. Kwiat symbolizuje delikatność i wrażliwość, a orchidea kojarzy się z orchis – jądro. Widzisz, jak potrafi żonglować symbolami i włada językiem?

– Aha… Znam go?

– Nie znasz… A może znasz?

– Poznaj mnie!

– No nie wiem… On by się chyba nie zainteresował…

– Aha!… Mam identyczne.

– O! Od kogo dostałeś?

– Od… Nikogo. Sam sobie kupiłem.

– Sam sobie kupiłeś storczyka?

– Nie storczyka, osłonkę.

– Aaa, osłonkę. A od kogo masz storczyk?

– Jaki znowu storczyk? Po co mi storczyk?

– Miło cię spotkać.

– Ciebie też. I ciebie.

– Będziemy się dzisiaj całować?

– To może ja się ulotnię. Czy nie.

– Mam przy sobie ciasto kopiec – mówi Vrublini, ale dla pewności dopytuję, powątpiewając, że przyniósł ze sobą na wernisaż kopiec kreta:

Ciasto kopiec?

– Ciasto kopiec.

– Ciasto kopiec? Kreta?

– Nie, ciasto kopiec – w swoim mniemaniu wyjaśnił, ale  ja nadal słyszę to co przedtem.

– No mówię, że ciasto kopiec.

– Nie ciasto kopiec, tylko ciasny chłopiec – do mojego mózgu dociera kolejna wersja. Dociekam, żeby sprawdzić, czy zrozumiałem:

– Jaki ciasny chłopiec?

– No czarny, czarny ciasny chłopiec. – Zatem pojawiają się jakieś konkrety.

– Czy on powiedział „ciasny chłopiec” czy „ciasto kopiec”? – podejrzliwy wobec własnego słuchu pytam towarzysza z naprzeciwka.

– Tak – odpowiada z przekonaniem.

– Co tak?

– Ciasny kopiec.

– Ale jaki ciasny kopiec?!

– Czarny.

– Czarny ciasny kopiec?

– Nie, czarny ciasny chłopiec.

– Tu, patrzcie, tu mam! – przerywa z rezygnacją Vrublini i macha nam czymś przed nosem: to  czarny c i e n k o p i s, który przez cały czas trzymał w ręce.

– Chciałem polubić, ale nie mogę, bo już lubię.

*

– Zobacz, co ja mam.

– Co masz?

– Nic nie mam.

*

– Jak tak możesz!

– Jak? Tak[,] mogę.

*

– To jeszcze jakieś czipsy.

– O tej porze są tylko te.

– Niech będą.

*

– To było niezwykłe, jakbyś mi trzymał serce w garści.

– Ale ja ci trzymałem[…]

– Patrzę bacznie, więc jest szansa, że się nauczę. Ale spokojnie, mamy czas.

– Czas   jest.

– Akcentujesz czas? Czego więc nie ma?

– J e s t, nie:  m a m y  … Czasu się nie da mieć.

– No, no, jesteś w świetnej formie!

– Beznadziejnej … Ale to przez ten czas… Chyba nie ma niczego, czego można by nie mieć bardziej niż czasu.

– Proszę o pilny kontakt.
Zadzwonię do ciebie później.
Odezwij się w wolnej chwili
Myślę o tobie
Kocham cię!
Oddzwoń, jak się ogarniesz!

[z komunikatu sieci komórkowej; są to dostępne wiadomości, jakie sieć wyświetli niedostępnemu abonentowi, kiedy zrobi się dostępny, w formie sms-a od dzwoniącego; wymieniane są właśnie w takiej kolejności, por. tutaj]

– Tematy się nam skończyły?

– A o czym byś chciał pogadać?

– Trzeba by porozmawiać o końcu świata.

– Już?

Jedna z dwóch wind ciągle ostatnio zepsuta. Druga, działająca, bezustannie w ruchu i zwykle wypełniona, zwłaszcza w okolicach południa, kiedy starsze panie kursują z wózeczkami na zakupy, listonosze dostarczają, a sprzątaczka przemieszcza się między piętrami. Długo się czeka i jedzie prawie zawsze w towarzystwie.

Dzisiaj cztery starsze panie, listonosz, nieogolony pan w czapce i ja.

– Pan na które?

– Na szesnaste, nacisnąłem.

– Ja na dwudzieste.

– Pan naciśnie na szóste, dziękuję.

– A pani na które? Na dziesiąte?

– Na dziesiąte, nacisnęłam?

– Ja nie nacisnęłam, ósme.

– Pani szybko naciśnie.

– Które to? Do widzenia.

– Do widzenia.

– A pani nie wysiada, dopiero szóste.

– Szóste? Aaa, człowiek przed tymi świętami taki roztrzepany.

– Ósme, ja wysiadam. Do widzenia.

– Do widzenia. Ale pani nie, pani nie wysiada.

– Nie dziesiąte?

– Ósme, mówiłam.

– Ja taka nieprzytomna! Co to ja… , a, że za wysoko, to nie dosięgnę…

– No tak, no tak…

– …No i pytałam, że może przyjdzie, toby to zaraz, a tak to jakoś tak się robi…

– Dziesiąte, pani wysiada.

– …I myślę, że zapytam, może by mi…

– Dziesiąte, pani wysiada tutaj!

– A, no tak, dziesiąte. To wesołych świąt! Czego ja mogę państwu życzyć. Czego życzyć… O, miłości! Miłości życzę!

– Jak tam?

– Lepiej!

– Niż było?

– Niż będzie.

– Widziałeś tego w szarym garniturze, co tak łazi w tę i we w tę?

– Tak, dziwny.

– Jakby nie na miejscu.

– Podoba ci się?

– Nie podobał mi się, ale z tym jest jak z piosenkami popowymi – za dwudziestym razem jak leci w radiu, to czasem nawet zaczynasz lubić.

– Czyli ci się podoba?

– Nie słucham radia.

 

– Bardzo ciekawe, co mówię.

– „Co mówię”?

– Co mówisz?

– „Co mówisz”.

– No mówię.

– Nie wiem, co lubisz.

– To deklaracja czy pytanie?

– Co lubisz.

*

– Jestem pierwszy.

– No chyba nie.

– Wypiłeś?

– Nie. Ale paru było.

*

– Damy radę.

– Chyba nie?

– Chyba damy.

*

– Jesteście Żydami?

– Tak. Zaraz się zbieramy.

Rabbio: Kobiety lubią to robić, ale nie potrafią.

Mrówkodzik: Co ty powiedziałeś? Wyszło szydło z worka. Mosznowego.

Rabbio: Ale ja nigdy…

Mrówkodzik: Uff!

Wiewiór: Spadło ci szydło z serca?

– Kiedyś się interesowałem astrologią.

– No dobrze, chciałbym usłyszeć coś o mnie, to znaczy o sobie.

– Nic ci nie umiem powiedzieć.

– A ty jesteś…?

– Panną.

– Jakie są panny?

– Takie.

– Pstrokate?

*

– Taki tępy koleś to może być na raz, na dwa. Góra na tydzień.

– Jeśli brutalny to na dwa tygodnie.

*

– Ale, czemu przełączasz kanał? Przecież nie patrzysz.

– Żeby inni też nie patrzyli, bo nie oglądają.

*

– Wiesz, jakie to jest życie w Białymstoku. Mortadela, grządki, żniwa, ogródek.

– Jak się masz?

– Tak średnio, sprzątam, a o 15 muszę zjawić się. A ty? W biurze na chwilę.

[na widok ładnego kolesia]

– Zakochałem się!

– A po co?

*

– Ja już się dzisiaj całowałem.

– Ooo!

– Ale nieskutecznie.

– Bez wytrysku?

*

– Widziałem pięknego za młodego rudego chłopaka.

– Dużo za młodego?

– Takiego w sam raz dla ciebie.

– A co u ciebie?

– Okej.

– Ale co słychać?

– Jest naprawdę okej. Super.

– Dobra. I tak cię lubię.

%d blogerów lubi to: