– Masło to śliski temat.
– Może dlatego wymyka się lekarzom, którzy od dekad nie są w stanie stwierdzić, czy jest dla zdrowia szkodliwe czy zbawienne.
– Masło to śliski temat.
– Może dlatego wymyka się lekarzom, którzy od dekad nie są w stanie stwierdzić, czy jest dla zdrowia szkodliwe czy zbawienne.
– Widziałeś, kogo ma jako zdjęcie profilowe i w tle? „Wiedeńskiego Wotana”, jak sam się skromnie określa.
– No co, wszyscy teraz ustawiają sobie dziki, to i ona się zdecydowała… Tyle że na knura.
– Dzik to zgrabne i szlachetne zwierzątko popylające wesoło po lesie, celebrujące swoją wolność. A taka świnia tylko się cieszy, że dopchała się do koryta, a sama nie wie, w jak ciasnej żyje zagrodzie i w jakim gnoju brodzi.
– Ale ludziom taka świnia pasuje, bo mogą się doraźnie nażreć boczku i schabowych, a że w perspektywie miażdżyca, cukrzyca, zawał i udar? Kto by się przejmował!
– „Kogos normalnego do pogadania a potem się okaże co bd dalej niczego nie wykluczam nie spelniam fetyszy” A ja spełniam fetysze… i dwa życzenia. Trzecie wykorzystałem sam.
– Spodziewam się, że wykorzystałeś je brutalnie i bez litości!
– Jeszcze nie. Dzwoniłem na infolinię „zlotarybka.zyczenia.com” i dowiedziałem się, że ma status: w realizacji.
– Ta strona nie chce wejść. W sumie czy powinno mnie to dziwić?
– Nie, nie powinno. Bo to strona rzucona na rybkę.
– A rybka – jak wiadomo – lubi pływać. Co znów przybliża nas ku tematyce randek i piąteczku.
– Co porabiasz?
– Wychodzę z biblioteki. A ty?
– Ja challenge’uję.
– Oo, widzę, że grany jest już korpo-zew. Kredyt hipoteczny, osiem godzin dziennie w biurze, joga, quinoa i zen, czyli siłka i squash. W weekend koks na Mazowieckiej.
– Gdzie ty pracujesz? Joga już dawno niemodna. Teraz pilates. A później sojowa kawa na odtłuszczonej wodzie z garścią orzechów nerkowca wysranych przez jednorożca.
– BTW IMHO ASFAIK, słusznie powiedziane. Jestem tak bardzo not millennial!
– Centennial! Jesteś centaurem!*
—————————–
* „Centaury […] tworzyły prymitywne plemię. Zamieszkiwały góry i lasy Tesalii oraz Arkadię. Obyczaje miały dzikie, to jest żywiły się surowym mięsem upolowanych zwierząt, kilkakrotnie usiłowały porwać lub zgwałcić kobiety, łatwo się upijały.” [Wikipedia]
– Przed świętami było tak: -prawie 68 kg, -9,2 kg tkanki tłuszczowej (13,2%), -55,7 kg masy mięśniowej (82%), -2,9 kg tkanki kostnej, -41 kg wody (60%). Po świętach pewnie z grubsza jest tak samo, z tym, że mam 3 promile majonezu i 5 promili cukru we krwi.
– Brakuje informacji o ilości neurotoksycznych substancji związanych z dysmorfofobią, tudzież ortoreksją, uderzających do mózgu w postaci gazów cuchnących słabo skrywaną nienawiścią do samego siebie. Po fakcie publikacji tego rodzaju danych można przypuszczać, że musi być tych toksyn sporo.
– Co za agresywna diskoślora. Wygląda, jakby nie mogła się doczekać, aż przyjmie dzienną porcję białka. Albo raczej nocną.
– A co, obgryza paznokcie?
– Tak, ale o dziwo włos to sobie właśnie wygrzebała z ust zamiast połknąć.
– Dziwne, myślałem, że najmodniejsza teraz dieta wśród aspirujących nastolatek to jeden włos popić sześcioma szklankami powietrza…
– Sprawdzam pocztę na o2, a tam na bokach zawsze są szitowe banery. No i rozglądam się po moich mailach, aż kątem oka łapię informację z baneru: „Leniwa kurwa schudła bez wychodzenia z domu”. Było: „Leniwa kura domowa schudła bez wychodzenia z domu”, ale jestem pod wrażeniem potencjału marketingowego wersji przewidzianej.
– Nie powinno się publikować takich rzeczy! Że nie ma dowodu na to, że dieta przyczynia się do poprawy stanu zdrowia? Przecież to zabiera główną bądź jedyną radość życia tym, którym jakieś ponure czynniki psychologiczne każą się umartwiać wieczną dietą. Z czego zresztą korzyść mają podwójną: z jednej strony uspokajają swoje sumienie, karząc samych siebie, a z drugiej mogą hodować na tej diecie poczucie wyższości i gardzić innymi, którzy takich rzeczy nie robią. Przecież to musi być przeżycie nieomal religijne!
– Zastanawiam się, jak sprawić, żeby ona mniej nas…
– Faszerowała?
– Częstowała.
– Nie da się. Zapomnij.
– Bo jeden obiad u nich jest jak trzy obiady. Czemu ona tak?
– Nie ma w tym żadnego ukrytego celu; chce być gościnna.
– I jest. Słuchaj, a może byśmy kiedyś…
– Dali jej nitrazepam?
– Nie. Powiedzieli, że nie jemy mięsa.
– Oj, to mogłoby przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Zacznie wymyślać fikuśne potrawy wegetariańskie i tym podobne.
– No to gdyby jej powiedzieć, że nie jemy mięsa i…
– I dać nitrazepam? To dobry pomysł.
– … i że jesteśmy na diecie, chciałem powiedzieć.
– Mówić to sobie możesz. Bez neurofarmakologii nie damy rady.
– No to może w takiej sytuacji…
– Weźmiemy nitrazepam? Też dobrze.
– A co to za kwiatek mi przyniosłeś?
– Nie wiem, co to jest…
– Może przylaszczka?
– Nie, przylaszczka jest modra taka. Może złotokwiat?
– Nie, on ma pełniejsze kwiaty.
– To może jakaś stokrotka chińska?
– Chińska? U nas, pod mostem?
– No a chińskie biedronki? Zeżarły polskie.
– Naprawdę? Chińskie nam je zjadają?
– No.
– Ale stokrotka to nie zeżre chyba polskiej…?
– A chiński czosnek? Zeżarł przecież. Albo psy dingo.
– One to chyba wyginęły.
– Gdzie wyginęły, rozpleniły się! To dodo.
– Dodo. Ciekawe, co je z kolei zeżarło. Chyba człowiek.
– Sam się zeżarł. On jadł kamienie. I współżył z jakimś drzewem.
– No, jak współżył z drzewem, to nic dziwnego, że wyginął!
– Mój poprzedni kot to było Gerontko.
– Od Geronta? Wzięliście go, jak był bardzo stary?
– Nie, od Geronimusa. I on żyje.
– Naprawdę? Byłem przekonany, że nie.
– Żyje. Oddałem go do Grójca, bo nie mogłem się nim opiekować.
– Mam nadzieję, że mu tam dobrze.
– Pewnie tak. Był szczupły, ale teraz jest strasznie spasiony.
– Nowa pani go tak spasła?
– Nie wiem, czy go spasła, bo go ani razu nie odwiedziłem, bo go nie chciałem odwiedzać…
– Nie musisz się już bać tego wielkiego komara.
– Czemu?
– Bo nakarmiłem go tą panią.
– Jak to?!
– No bo widziałem, jak usiadł jej na łydce i konsumował. I nic nie zrobiłem.
– No wiesz co!
– A co miałem zrobić! Zacząć ją w środku poważnego koncertu macać albo w ogóle okładać po nodze? Przecież bym jej nie wyjaśnił i by się na pewno przestraszyła, i wszczęła raban.
– Hehe.
– To się nie ma co śmiać. Było wiadomo, że jeśli ten komar nie nasyci się nią, to na pewno ze mnie uczyni swoją bezwolną ofiarę.
Zdejmując koszulkę, zrobiłem sobie zaszmacenie na głowie, coś między kubańską tancerką a murzyńską gospodynią domową.
– Myślisz, że mogę iść w tym zawoju na miasto podpisywać papiery?
– Wyglądasz ślicznie!
– Powiem „Pani redaktor kochana, przepraszam, że ja taka spóźniona, ale co za dzień, ja właśnie wracam z… Medytacji. Tai chi. Tajpej. Taj… wan. No dobra, jadłam zupkę chińską.”
– …No dobra, to ugotujesz makaron, okej?
– Mówiłeś, że chcesz z ryżem.
– Gdzie tam z ryżem. Mówiłem: cukinię i bakłażana z makaronem.
– Nie, powiedziałeś: kukurydzę i bakłażana z ryżem.
– Oboże, naprawdę? I ze śmietaną…! Nie zastanowiło cię to?
– Zastanowiło… Ale mówiłeś, że dawno czegoś takiego nie jadłeś, więc stwierdziłem, że masz to przećwiczone…
– Czy to już jest Alzheimer?
– Może być. To przez te słodziki.
– Ty i te twoje dietetyczne mądrości. Może jeszcze mam pijać koktajl z sałaty?
– Nie zaszkodziłoby ci. Łykasz tabletki, to mógłbyś pić, lepiej przyswajalne źródło magnezu czy potasu.
– Na co komu sałata? Z tego nic nie ma. Wysoka zawartość żelaza to przebrzmiały mit. Ja rozumiem, te ziarenka to zawierają witaminy, ale sałata?
– Sałata daje dużo energii.
– No tak, pewnie dlatego górnicy zamiast kanapek z boczkiem na szychtę biorą główkę sałaty.
– O, nie wiem… Mam! Zawiera błonnik i się powoli trawi, i to jest korzystne.
– Ja błonnika więcej nie potrzebuję, nie mam tego rodzaju problemów.
– Każdemu się przyda.
– Mi by się nie przydało. Jest dobrze, a lepsze byłoby tu zdecydowanie gorsze. No dobrze, a co z moim Alzheimerem?
– Może powinieneś brać na pamięć to… No to, czego nazwę zawsze zapominam.
– Postaram się pamiętać.
– Nie śmiej się ze mnie, że nie pamiętam, to jest dziwna nazwa.
– Tak, zresztą to i tak nie działa.
– Nie działa? No, to i tak nie ma jej po co pamiętać.
– Ty jesteś porządny. I dlatego pozwalam ci jeść ser. Bo jak jesz ser, to tak ładnie jak mysz.
– Myszy nie lubią sera.
– A skąd pomysł, że myszy nie lubią sera?
– Bo sobie pomyślałem, że one wolą suchy chleb.
– A to niby na jakiej podstawie?
– One wolą dostać ziarenko, suchy chleb, a nie jakiś ser. Ser nie chrupie, a one muszą mieć chrupiące.
– Skąd taka pewność?
– Spójrz na myszy, po co by im były takie zęby długie tutaj, jakby one nie lubiły chrupać.
– No nie wiem.
– O, mysz je marchewkę surową. Jabłko.
– To dlaczego jak są pułapki na myszy, to się tam wkłada ser?
– Może im pachnie i z większej odległości je zwabia. Myślę, że to jest głupie.
– Co jest głupie?
– Ten ser.
– Ale dlaczego?
– Bo one wolą chrupkie rzeczy. Zapytaj Marcina i Piotrka, oni mają szczury i myszy, i na pewno nie dają im sera, tylko jakieś specjalne coś.
– No bo pewnie to jest tańsze i zdrowsze niż ser.
– One by nie jadły sera!
– Hm.
– Tak jak koty nie lubią mleka. Większość kotów woli wodę. Albo białko z jajka.
– Dawałeś kotu?
– Tak.
– Nie pomyślałbym.
– A kot znajomej był bardzo wybredny. Żywił się tylko surowym mięsem i jajkiem.
– W sumie taki kot jak najbardziej żywi się właśnie surowym mięsem i jajkiem, to naturalne.
– Naprawdę? Jajkiem?
– No, wyjada z gniazda. Chyba że to raczej wąż.
– Wąż. Kot pewnie też. To kotka była, tej znajomej, one są bardziej łowne niż kocury. Tak samo jak u ludzi.
– A kot lubi ser?
– Nie.
– Szkodzi mu?
– Żółty tak. Biały.
– Co biały?
– Biały lubi.
– A mysz?
– Nie, bo to n i e c h r u p i e !
– Ja już wiem, wyście pojechali zbierać te małże wcale nie w celach naukowych, tylko żeby je zeżreć.
– Etam, pojechaliśmy zbierać, bo moja koleżanka z pracy chce zrobić habilitację, ale nie ma z czego i potrzebne jej małże. Doktorat zrobiła też z małży, ale kopalnych.
– Och, to można powiedzieć, że ona zęby na nich zjadła!
– Jamnik piszczy w kuchni.
– Udaje, że jest głodna. Nic jej teraz nie dam, bo jak rodzice wrócą, to i tak ją nakarmią, plus jej nocne żarcie jak zwykle, i zje dzisiaj trzy obiady zamiast dwóch.
– Cztery. Bo twoja matka, przekonana, że głodziłeś jamnika, nakarmi go podwójnie.
– … I on mi mówi przez telefon: „To pewnie moja żona zamówiła. Ona jest gruba jak chuj”. Nie byłem pewien, czy dobrze zrozumiałem, więc idę do kolesia obok i pytam, czy po portugalsku jest takie powiedzenie i co ono może ewentualnie znaczyć. Pytam: „Co to znaczy gruba jak chuj?”, a on mi opowiada: „No, t o jest rzecz względna…”.