– Parę lat temu mój menadżer zorganizował mi występ na balu charytatywnym w Polańczyku. Miałem zaśpiewać 5 piosenek i tak dalej. No i jechałem samochodem z Izabelą Trojanowską i jej menadżerem, i swoim. Dzień koncertu, ludzi na sali ze 200, byłem strasznie zdenerwowany, więc wypiłem duszkiem z pół butelki wódki, wchodzę na scenę i zaczynam śpiewać, i jakoś po 10 minutach czuję, jak mnie jebnął ten alkohol, że ledwo skończyłem. Miałem stolik VIP, Iza tam sprzedaje płyty, daje autografy itp., po wszystkim podpisuje dla mnie płytę, a ja mówię jej – jako fan przedwojennej muzyki (o czym ona raczej nie wiedziała) – a więc mówię jej: „Cieszę się, że mogłem być na pani koncercie, bo wszyscy moi ulubieni wykonawcy już nie żyją”. Takiej czerwonej jej nigdy nie widziałem.
– A ty jaki masz akcent po francusku?
– Trudno powiedzieć. Nie-Francuzi myślą czasem, że jestem Francuzem. A Francuzi, że Belgiem lub Kanadyjczykiem, zależy, ile przedtem wypiłem. Im więcej, tym bardziej kanadyjsko ponoć brzmię. A jako że mówili mi to rodowici Francuzi, to wciąż nie mogę się zdecydować, czy powinienem się tym martwić czy raczej z tego cieszyć…
– Napiszmy, że mimo upływu lat wciąż nie są wstanie się nauczyć…
– Przestań, to za ostro.
– No to jak to powiedzieć. Że mają problemy…?
– Nie pisz, że mają problemy. Napiszmy o… trudnościach! Niech się poczują docenieni.
– Ogoliłem się, upiąłem wysoko włosy i założyłem rurki. Brzuchaty pan w metrze nazwał mnie „nastoletnią ciotą“. Jest rodzaj mowy nienawiści, który człowiekowi po trzydziestce może sprawić szczerą radość.
– Specyficzne te komplementy.
– Tak. W mniejszym stopniu są komplementem, a w większym – testem dla adresata.
– Popatrz, przystojny był.
– Kto to?
– Peter Pears.
– Przystojny? No weź. To teraz już będę pamiętał, że „przystojny” nie jest w twoich ustach komplementem.
– No, no, co za kreacja!
– A co, odpańciowałam się na imprezę u was.
– Przyznaj się od razu, że się gdzieś potem wybierasz.
– Skąd, ubrałam się lekko, bo widziałam, że będzie sporo ludzi i domyślałam się, że będzie gorąco…
– Niepokonana!
– Tak. A jak szłam tutaj do was od autobusu, to mijałam dwie starsze panie. Idę sobie, jak to pańcia, macham torebką, palę papierosa, i jedna staruszka mówi do drugiej: „Popatrz no, dziwka!”, a druga na to: „Jej wypada, to nastolatka!”.
– A wyobrażasz sobie mnie z nim?
– Ciebie mogę sobie wyobrazić z kimkolwiek!
– To ma być komplement?
– Tak, bo jesteś taki… pojemny.
– Wiesz, jak wygląda Anne Hathaway?
– Nie znam.
– Taka, ładna, mi się podoba. Wygląda jak Liza Minelli.
– Nie wiem, czy to taka dobra rekomendacja.
– No dobrze: wygląda jak Liza Minelli, gdyby nie była facetem.
Psikam się pefumami przed wspólnym wyjściem na miasto. Rabbio rzuca z entuzjazmem i zainteresowaniem:
– Jak to ładnie pachnie! To jest na komary?
– Ooo, pachniesz Azją!
– Wetiwerią, cedrem, geranium! Boszsz, Thierry Hermès przewraca się w grobie.
– O, chyba przytyłeś.
– Ciocia też nie młodnieje.
*
– Świetnie wyglądasz. Przystojny taki. W tym garniturze. Mógłbyś częściej…
– Dziękuję, babciu! Urodę przecież mam po tobie.
– Męsko wyglądasz, na ulicy bym się z tobą pokazał.
– Homofob!
– Wyzwalasz we mnie chyba jakiś syndrom ofiary. No, ale ty się chyba na tym lepiej znasz.