Archives for posts with tag: emocje

– Byłem w kinie na trzyipółgodzinnym rosyjskim filmie, w którym nic się nie działo.

– Wyszedłeś?

– Nie miałem jak. Siedziałem w środku rzędu.

– To co zrobiłeś?

– Śmiałem się.

– Czemu?

– Z nudy. A potem płakałem.

– Ze wzruszenia?

– Bo nie mogłem wyjść.

 

 

– Jak się wracałem, żeby wyjąć notesik z płaszcza, to nagle wychynąłem zza kolumny i niechcący przestraszyłem naszą ulubioną panią szatniarkę, aż podskoczyła.

– W sumie można jej pozazdrościć. Ja chyba nigdy nie przeżyłem w tym gmachu równie silnych emocji…

 

 

– Z kim rozmawiałeś?

– A nic, dzwoniła do mnie matka.

– I co mówiła?

– Zaczęło się niewinnie, od zwykłego szantażu emocjonalnego…

– Są rzeczy nieprzetłumaczalne, zgoda. Ale warto próbować, bo może się okazać, że jednak przetłumaczalne. Czasem zachować 80% oryginału to i tak więcej niż nie udostępnić go w ogóle…

– Wierzę na słowo. Takie sytuacje znam z relacji międzyludzkich. Kiedy dwie strony nie potrafią nazwać uczuć. Dopiero po latach, kiedy emocje opadną i nabieramy dystansu, sprawa okazuje się prosta.

– A, tłumaczenie z ludzkiego na człowieczy to już inna para kaloszy. Zwykle w błotnistej kałuży!

 

– I co dalej robisz?

– Och, nie wiem!!! Czy efektownie się żachnąłem?

– Bardzo.

– Ciekawe swoją drogą, czy „żachnąć się” jest związane z żachwą. Ona się w sumie tak miota, żacha. Jak myślisz?

– A co to jest żachwa?

– Zgaduj!

– Jakaś grupa ludzi? Coś jak żacy? Dziatwa? Ciżba? Taka grupa ludzi rozpaczająca nad czymś.

– Bo się żacha?

– No, no!

– Nie-e.

– Hm, to może jakieś urządzenie? Część urządzenia? Kolejny sworzeń albo brzechwa?

– To żyje.

– Zwierzątko? No to koniec, przed upływem godziny stąd nie wyjdziemy.

– Zgaduj.

– Raczej mi się nie kojarzy z oborą, stajnią, nic hodowlanego.

– Nie.

– Dzikie zwierzę?

– Tak.

– Leśne?

– Podmorskie.

– Jakiś jeden z tych rodzajów kiełbików?

– O! A co to kiełbiki?

– Coś takiego jak żachwa.

– Nie, nie jest to ryba. Popatrz, narysuję ci.

– Kurka.

– Ko, ko?

– Nie „ko, ko”, tylko kurka grzyb. Wygląda jak kurka.

– Bo nie umiem rysować. To jest taki koralowiec niby…

– Koralowe grzyby!

– Coś jakby jamochłon, znaczy.

– Znam jamochłony!

– One…

– Wywija ramiony*!

– „Od dawna poszukuję w sobie nieznanego pierwiastka, szukam języka wyrazowego, którym mógłbym najwierniej oddać emocje”…

– Kolejny, który mówi, że szuka nowych sposobów, by wyrazić emocje. I skucha. Bo w sztuce nie chodzi przede wszystkim o to, żeby wyrazić emocje, tylko żeby je wywołać. Inaczej artysta się naprzeżywa, a dla odbiorców już tego przeżycia nie starczy.

– Ja tego nie mogę słuchać, tu się ciągle zmienia klimat i wyraz.

– Powinieneś uważniej posłuchać tego koncertu, tobyś zrozumiał, jak funkcjonują emocje co poniektórych.

– W porównaniu z tobą on jest wręcz wodospadem, lawiną emocji.

– To prawda, dla mnie ideałem emocjonalności byłaby ameba.

– Ale ameba też…

– M a r t w a  ameba.

– Co Dzik złączył, Rabbio niech nie rozdziela.

– Szalikiem złączył?

– To nasza stuła. Chociaż dla nas zamiast stuły mógłby być bandaż, ech.

– Czemu bandaż?

– No bo wiesz, łatwo nie jest.

– Hm, ale ten szalik po byłym kochanku też może być.

– Dla mnie w przeżywaniu sztuki analiza jest bardzo ważna, bo mi pokazuje rzeczy, których na pierwszy rzut nie widzę albo nie czuję.

– Mi raczej chodzi o kontakt z czystymi emocjami.

– W sensie: niezapośredniczonymi przez tekst?

– Na przykład. Bo analiza to… analiza.

– Fakt, niezbyt analityczna to definicja.

Może i wszyscy to już widzieli, ale i tak pomieszczam, bo mi się podoba.

No tak, o emocjach to można pisać i pisać, jak ten Proust.

Bo wiesz, ja bym chciał to tak syntetycznie ująć, pokazać…

Najbardziej syntetycznie to pokazują Google.

%d blogerów lubi to: