– A wiesz, skąd pochodzi nazwa Poczdamu?
– Nie wiem. Skąd?
– Chodzi o poselstwo dam do Fryderyka II, czyli poczet dam. Stąd Poczdam.
– Naprawdę?
– Nie.
– A wiesz, skąd pochodzi nazwa Poczdamu?
– Nie wiem. Skąd?
– Chodzi o poselstwo dam do Fryderyka II, czyli poczet dam. Stąd Poczdam.
– Naprawdę?
– Nie.
– Ach, ten word. Podkreśla mi „wszech czasów”.
– A „wszechczasów” akceptuje?
– Czekaj… Akceptuje!
– W sumie ma trochę racji. Jest wszechświat i wszechrzecz, to muszą być i wszechczasy. Tak jak wszechnica.
– Ty, jeśli wszechświat to wszelki, wielki świat, a wszechczasy to wszelkie, wielkie czasy, to wszechnica to…
– Wszelkie, wielkie nic!
– A mrówkodzik gdzieś w komyszach….
– W leżu, tudzież w babrzysku!
– Może być też gawra. Miśki chwilowo zwolniły. Bo dziuple to raczej nie. Te, co ocalały od Szyszki, mają wzięcie.
– Ko-mysz to brzmi w sumie jak comes (towarzysz) albo co-mus (współmysz). A jako że szczur(ek) nie jest do pogardzenia, to bardzo mi komysze pasują!
– Proszę Pana. Jest chłopcem zepsutym „nawskroś”.
– Panie proszę nie przyklejać łatek… wszak wszyscy znamy, którzy lubią „nawskroś”.
– Ja przyklejam? Ona samoklejka!!!
– Phi! Obyczajówka? Proszę przyjechać na Facebooka!
– Słyszałem już różne epitety, ale samoklejka wymiata!
Po tych frazach trafiano w ostatnich dwóch miesiącach przez wyszukiwarki na mrówkodzika:
zapisz wyrazy które ukrył się w słowie mrowkojad
okreslenie cium cium
perwersja w zwiazku i naklanianie do zdrady
rzygownik inna nazwa
uczciwosc malzenska
suchar o pradze
żuk kołoradskij
bzykanie izoldy
co oznacza sympatyczna w dolnośląskim gwarze
cwaniak co to znaczy znaczenie
nie niszczcie zurawki
chuj nie słowik romeo i julia
slimak slimak pokaz rogi a jak nie to wypierdalaj
szalet etymologia francja
polubporno
opowiadania porno pijany ksiądz
lep na kleszcze
wyciorać
– Tak jak Żydówki, co mają w drugą stronę?
– Co mają?
– No to.
– Usta?
– Nie usta. To drugie.
– Nie wiem co.
– Przestań robić dziwne miny i pomyśl. To w dole.
– O, to tak jak bankomat!
– A co tu masz?
– Jemiołę.
– Skąd?
– Z drzewa, ścinali znowu.
– O, zdobyczna! Wyłudna! Mejn jidysze mistełe!
– Po angielsku to jest mistletoe?
– Tak. A po niemiecku… Mistel. Tak sobie teraz pomyślałem, że jeśliby potraktować to jako archaiczne zdrobnienie, to byłoby od słowa Mist.
– A co to jest?
– Gnój.
– No właśnie.
– No właśnie? Teraz już rozumiem aluzję!
– Co to znaczy Trudeliese?
– Sprawdzam. Trude to skrót od Gertrude, a to znaczy z germańskiego „ger” – włócznia, „thruth” – siła. Silna włócznia.
– A Liese?
– Patrzę. To jest skrócona forma Elżbiety. To pewnie z hebrajskiego. „El” to zwykle bóg… Tak. Elżbieta to „Bóg jest doskonały” albo „Bóg jest mą przysięgą”.
– Czyli w sumie „Siła mojej włóczni to boża doskonałość” albo „boża przysięga”.
– Świetne imię dla dziewczynki! „Siła Mojej Włóczni To Boża Doskonałość”, brzmi super.
– A zdrobnienie by było… Ostka!
– Dzięki twojej ostatniej działalności zainteresowałem się jidyszyzmami. Wiesz, że tego w polszczyźnie jest od cholery?
– Domyślam się, ale nie umiem żadnego wymienić.
– To w większości zapożyczenia leksykalne, typu „bajgiel”, „rejwach” albo „belfer”. Są też charakterystyczne składniowe, mylenie biernika z dopełniaczem w dopełnieniu i tak dalej. Jak w dowcipie o żydowskim pedofilu, który mówi: „Chłopczyku, chcesz kupić cukierek?” Ale i tak najlepsze są w angielskim. To nagłosowe powtórzenie schm- jest właśnie z jidysz!
– Na przykład?
– Na przykład moody – schmoody, albo marathon – schmarathon, Boston – Schmoston.
– Po polsku też tak można! Wrocław – Szmocław, Kraków – Szmaków…
– Warszawa – Szmarszawa? Hm…
– Ale! Katowice – Szmatowice!
– Ha! I Kielce – Szmelce!
– Ekwador ma to w nazwie.
– A co ona znaczy? Aequus to „równy”, d’or to „złoty”. Czyli co, „równy złotu”?
– Ciekawie kombinujesz! Dodam, że écu, czyli odpowiednik escudo, tudzież scudo, to tarcza, a zatem…
– Złota tarcza!
– A kogo tam obchodzi litewski.
– Uważaj, litewski to matka języków europejskich!
– Że to najstarsza kobieta w tym towarzystwie, to jeszcze nie znaczy, że matka.
– Co to znaczy robusti?
– Hm, robusto to „krzepki, pełny, zaspokajający” chyba… A czemu pytasz?
– A bo to nazwisko.
– Aaa, nazwisko! Myślałem, że na przykład określali tak jakichś malarzy, że tacy wyjątkowo udani, czy coś w tym rodzaju. Nazwiska nic w sensie leksykograficznym nie znaczą.
– Włoskie znaczą.
– No dobrze, to co znaczą?
– Taki, dajmy na to, Tintoretto.
– Dzwoneczek?
– Nie. To jest od farb…
– Racja! Tingere, tinto, farbiarz, a dokładniej farbiarek. To jego prawdziwe nazwisko, czy pseudonim?
– Pseudonim, naprawdę nazywał się Robusti.
– Aha!
– To znaczy to był pseudonim jego ojca…
– A jak miał w rzeczywistości na nazwisko?
– Komin.
– A jak to jest po włosku?
– Comin, przez „c”! I nie wiem, co to znaczy. Raczej nie komin.
– Nie, komin to chyba camino, więc może kmin. Albo kmiot.
– Mam tu też nazwisko Schiavona. To coś z niewolnikiem?
– Tak, z niewolnicą, przyrostkiem zgrubiającym, czyli niewolucha, albo inna lesbijska niewolnica więźniarka.
– Jest też Bordona.
– To taka brzęcząca, bucząca, butch.
– A nie, to są dopełniacze, no trudno. Jest też Tycjan. Tiziano.
– Cycołak?