Archives for posts with tag: Festiwal Chopin i jego Europa

– Ciekawe, czy publiczność wstanie, jak w preludium symfonicznym „Polonia” Elgara będzie ten fragment z hymnem polski.

– Mam nadzieję, że nie.

– A ja, że tak. I też wstanę. I będę hajlował. Hajlował dla Niepodległej, oczywiście.

*

– Swoją drogą to jego lordowska mość sir Elgar, zamiast wzruszać się Paderewskim i pisać ten minoderyjny medley pod tytułem „Polonia” mógł napisać uwerturę koncertową „Irlandia”,  wariacje na temat „Tasmania”, a w ogóle to najlepiej oratorium „Kompania Wschodnioindyjska” .

– W sumie szkoda, że sir Elgar nie dożył drugiej wojny światowej. Mógłby też skrobnąć poemat symfoniczny „Jałta”.

*

– A ten bis to co to było? Też jakiś Elgar?

– No, może któraś kompulsja starcza.

– Heh, kompulsja starcza?

– Powiedziałem „Pomp and circumstance”, ale w sumie na jedno wychodzi.

 

 

Dwa lata temu przed Festiwalem Chopin i Jego Europa. Stoimy sobie, a przed nami grupka japońskich turystów przy kasie. Kupują bilety na koncert festiwalowy. Zniecierpliwiony Rabbio pogania sprzedawczynię:

– Pani jej szybciej ten bilet sprzedaje, ona jutro już musi być w Paryżu!

 – Na semiscenicznym wykonaniu Così fan tutte słuchacze ciągle wybuchali nieuzasadnionym śmiechem przy najsuchszych dowcipach i najbardziej sztampowych aluzyjkach. Widać publiczność – mogąc „legalnie” się zaśmiać w tak zwanym bardzo poważnym miejscu – jest gotowa z byle czego zarechotać się na śmierć.

 

 

– Ten Xavier de Maistre jest obłędny. Kupił mnie totalnie. Jest jak Nikołajewa harfy.

– Jak wiadomo, Tatiana Nikołajewa potrafiłaby zagrać Das Wohltemperierte Klavier z zawiązanymi oczyma, na wyrywki i od końca. Na czeleście. Nogami.

– A ten sprawia wrażenie, jakby szarpał struny jednocześnie obiema rękami i obiema nogami. A może czymś jeszcze…

 

– I tak ci się podobał Dyl Sowizdrzał w tym wykonaniu?

– Ogólnie ładny. Ale jak usłyszałem solówkę naszej koncertmistrzyni, to już wiem, skąd jest powiedzenie „dylu, dylu na badylu”.

W tym roku 25 sierpnia znów wypadł jakoś tak bardziej 26-go. Zaczynam się przyzwyczajać.

Znalazłem nagranie Gawryluka wykonującego to, czym bisował po dzisiejszym koncercie. A był to jeden z najbardziej błyskotliwych bisów, jakie słyszałem. Lisztowska parafraza Marsza weselnego Mendelssohna w aranżacji Horowitza.

U nas zagrał to lepiej, ale i tak można tego posłuchać. Pod spodem Horowitz.

 

– Julianna Awdiejewa Mozarta zagrała tak, że gdyby była śpiewaczką, tobyśmy powiedzieli, że nie ma koloratur. A Liszta – cóż, tak jak on na to zasługuje. W preludiach Chopina chciała chyba uzyskać brzmienie fortepianu historycznego dla ubogich gustem, bo jak wcisnęła lewy pedał, to odpuścić nie mogła. Chyba że się jej noga zaklinowała, w takim razie powinna rozważyć konsultację ortopedyczną. Niestety, jak się gra ciągle una corda zamiast tre corde, to może zostać tylko 1/3 muzyki…

 

– Przyłapałem się dziś na tym, że wychodząc do filharmonii, biorę tabletkę na serce, od bólu głowy i przeciwalergiczną.

– I co, pomaga?

– Dziś nie pomogło.

– Co za ohrwurm! Czemu ja mam dziś cały dzień w głowie „Jado goście, jado”?

– Bo idziemy na II koncert Chopina.

%d blogerów lubi to: