Archives for posts with tag: filologia

– A ten śmieszny znaczek z atakującymi się ludzikami przy koksowniku () to Polska?

– Tak, a dokładniej druga połowa Polski.

– A pierwsza połowa to ten wisielec ()?

– Tak. W teorii te znaki oznaczają „falę” i „orchideę”.

A w realu jest wisielec i luje przed koksownikiem.

– Chiński znak na „dziękuję” (謝) odczytany dosłownie to jakby „strzelać (射) słowem (言)”.      

– W tył głowy?

– Tak, to jest taka wdzięczność ukryta, ale głęboka i przenikająca.

 

 

 

Jestem na egzaminie. Mam do streszczenia niezbyt długi tekst. Napisałem już dość sporo, kiedy przechodząca wykładowczyni nadzorująca egzamin uczula, że streszczenie musi mieć dokładnie jedną czwartą długości tekstu wyjściowego. Zaczynam więc liczyć słowa, ale okazuje się, że zamiast nadruku są tylko wypukłości na grubym białym papierze, przypominające alfabet Braille’a, ale złożone nie z kropek, ale pionowych kresek. Wtedy uświadamiam sobie, że koptyjskiego uczyłem się już strasznie dawno temu i nic nie rozumiem z tekstu, który streściłem, ponieważ nie umiem go przeczytać nawet w podstawowym zakresie. Ale i tak zostaję. Piszę dalej.

 

– Panie, nie strasz pan doktoranta. Nade mną egzamin z fizolofii wisi jak miecz Demostenesa…

– Herostratosa!

– No i złapałem Pana na braku erodycji. Się mówi: Heterostratosa. Jeśli już.

– Zatem poprzestanę na erotycji. To połączenie Erosa z erozją, wielce au courant!

– Erozja… to chyba jakieś dziewczyńskie imię. Już słyszę to uszyma duszy: Erozjo czy będziesz mą, o luba?

– Eros ruszanopalca!

 

[por. śp. Instytut Fizjologii Plastycznej]

– Wiesz, że Furtwängler był na tej liście jako kompozytor?

– Nie wiedziałem, że on też komponował. Na jakiej liście?

– No tej… Gottebengensenden…listen.

– Że co?

– Tej, co sobie Goebbels zrobił ważnych ludzi dla niemieckiej kultury.

– A, Gottbegnadeten-Liste.

– Do dzieła! Świat stoi przed otworem!

*

– Nie chlastać mi się tu.

– Czym?

– Wargami.

– Sromowymi?

– Homo, sromo, nie wiadomo!

– Emo?

– Emo to przy nich lux torpeda.

*

– Ej, co wy wyprawiacie?

– Znasz nas dość długo, by patrzeć na to przez różowe okulary 3D.

– A jakie to są 3D?

– Trzy razy „dupa”.

*

– Angielski jest na trzeźwo dla mnie bardzo łatwiej.

– Mam pomysł, co to jest para tłumaczeniowa.

– No, chyba dwa języki.

– A nie, bo dwie osoby! Nie zauważyłeś, że ogromna liczba filolożek-tłumaczek, zwłaszcza od rzadszych języków, fizjologicznie wręcz nie jest w stanie się powstrzymać od poślubienia obywatela kraju, którego językiem się zajmują?

– Czyli jedno zna wtedy ten język obcy, a drugie polski, i to jest para tłumaczeniowa!

– Czuję, że dzisiaj z moją robotą będzie zabawnie.

– A dlaczego?

– Bo na tej półce naprzeciwko stoi książka, dość gruba, w żółtej okładce z czarnym napisem, który przeczytałem „POZYTYWIZM”. A teraz widzę, że on jest do góry nogami i w przeciwnym kierunku, i tak naprawdę tam jest napisane „SZYMANOWSKI”.

– Dzięki twojej ostatniej działalności zainteresowałem się jidyszyzmami. Wiesz, że tego w polszczyźnie jest od cholery?

– Domyślam się, ale nie umiem żadnego wymienić.

– To w większości zapożyczenia leksykalne, typu „bajgiel”, „rejwach” albo „belfer”. Są też charakterystyczne składniowe, mylenie biernika z dopełniaczem w dopełnieniu i tak dalej. Jak w dowcipie o żydowskim pedofilu, który mówi: „Chłopczyku, chcesz kupić cukierek?” Ale i tak najlepsze są w angielskim. To nagłosowe powtórzenie schm- jest właśnie z jidysz!

– Na przykład?

– Na przykład moody – schmoody, albo marathon – schmarathon, Boston – Schmoston.

– Po polsku też tak można! Wrocław – Szmocław, Kraków – Szmaków…

– Warszawa – Szmarszawa? Hm…

– Ale! Katowice – Szmatowice!

– Ha! I Kielce – Szmelce!

– A kogo tam obchodzi litewski.

– Uważaj, litewski to matka języków europejskich!

– Że to najstarsza kobieta w tym towarzystwie, to jeszcze nie znaczy, że matka.

Ileś lat temu pani z Wojskowej Komisji Uzupełnień musiała mi wpisać w książeczkę wojskową nazwę uczelni, na którą uczęszczanie zwalniało mnie z odbywania zasadniczej służby wojskowej. Był to Wydział Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich (bodaj najdłuższa nazwa wydziału na UW). Pani przeczytała uważnie dostarczone jej zaświadczenie i odnotowała w książeczce:

 Wydział Lingwistyki Stosowanej i Filozofii Wschodu

Zobaczyłam wczoraj plakat informujący o panelu dyskusyjnym o przekładzie poezji P. Larkina (prowadzenie: Dehnel i Jarniewicz, https://www.facebook.com/translateit.uw) i oczywiście zerkałam nań jednym okiem (kątem).

Rzucił mi się w oczy adres strony internetowej: translateit.waw.pl. Próbowałam go zapamiętać i powtarzałam sobie „translateit”, „translateit”, „translateit” i zastanawiałam się, czy od razu napisać do Ciebie z pytaniem, czy „translateit” to po łacinie i co to znaczy, czy poczekać, aż będę mięć dostęp do netu.

Zastanawiałam się dobra minutę, nim dotarło do mnie, ze to „translejt yt”:| Nie jest ze mną dobrze…

%d blogerów lubi to: