– Nieźle śpiewa. A po jakiemu to?
– Po polsku.
– Ups, a ja już chciałem go pochwalić za ładny angielski…
– Nieźle śpiewa. A po jakiemu to?
– Po polsku.
– Ups, a ja już chciałem go pochwalić za ładny angielski…
– No i jak ci się podobała wystawa o Tansmanie?
– Wiesz co, ciekawsza już była twoja opowieść o tym, jak przed laty nie mogłeś jej obejrzeć, bo akurat w tamtej sali spadł sufit.
– No jest tam trochę ciekawych rzeczy… Ale małym drukiem i trzeba się schylać…
– Do tego jakieś utrafiolety… Jak w nie powiem jakim klubie. To ja już wolałem w sąsiednim saloniku rubinsteinowskim czytać pretensjonalną korespondencję.
– Aha, już czuję, co nadchodzi.
– Ty wiesz, jak Iwaszkiewiczowa zaczynała list do Neli Rubinstein? „Chopinissime! Kochana Nelusiu!”. „Chopinissime”, dasz wiarę?! I było coś „o Twoim czarodziejskim mężu”. W zasadzie zamiast tego listu mogła po dziesięć razy napisać: „Jesteśmy ważni. Jesteśmy ustosunkowani. Jesteśmy lepsi…”. I to najlepiej en français.
– A ten gdzie polazł?
– Odbywa swoje tour de France.
– Chyba raczej tour de franca.
*
– Jestem szczery.
– Jesteś zakłamany jak słowo daję.
*
– I jak ci się podobał koncert?
– Nie mam wyrazów uznania.
– Oni miewali genialne koncepty, ci Francuzi. Ale taki koncept działa tylko za pierwszym razem. Powtórzony staje się karykaturą.
– To tak jak z muzyką. Niepotrzebny nam drugi Schönberg.
– Ani pierwszy Szymański.