– A co to za grupka kolesi?
– Patrząc na to, jak na siebie patrzą, to chyba będą do nieba czwórkami szli.
– W butach w trzy paski.
– W dwa razy za dużych koszulkach.
– Za to na jeden raz.
– I zero zobowiązań.
– A co to za grupka kolesi?
– Patrząc na to, jak na siebie patrzą, to chyba będą do nieba czwórkami szli.
– W butach w trzy paski.
– W dwa razy za dużych koszulkach.
– Za to na jeden raz.
– I zero zobowiązań.
– Nawet grzybior w zagajniku nieopodal wejścia do BN-u stanął dęba.
– Wklęsły owocnik sugeruje, że to jakiś stary grzyb.
– Proszę tu bez aluzji nikczemnych!
– Na pewno do Glamu by go nie wpuścili
– Ooo… Policzę się z panem ja.
– Za późno! Mane, tekel, fares, tere fere!
– Właśnie. Tere fere – a kuku to dopiero będzie.
– Z dwojga złego, to może już lepiej na muniu… To przynajmniej świadomości nie będzie.
– Panie w lateksie i koronkach straszą już przed wejściem na salę… Gust mistrza dyrektora – nie do pomylenia.
– Właściwie po co one były ? Bo myślałem, że rozdawać będą czekoladki, a tu takie rozczarowanie!
– O, też myślałem, że czekoladki, więc wychodząc, podszedłem i zapytałem, co tam ma w tym woreczku czerwonym, no i się okazało, że… kosmetyki! Bez sensu.
– Przecież do opery przychodzimy wygłodniałe, ale już umalowane! BEZ SENSU!
Autobusem nocnym z Pragi Południe koło północy w piątek jedzie wesoła grupka studentów, mieszana narodowo, rozmawiają po angielsku. Jeden z nich pyta:
– So, what do you prefer? Glam or Enklawa?
————————————————————————————
Dobre pytanie. A ty co wolisz? Blask ujawnienia, czy enklawę szafy?
[a propo toalet na wieczorne party do elitaklubu Glam]
Odynatowa Podtworecka: Ja pójdę w kurzej masce. W skórce koźlęcej z pięścią gronostajową w dupie i szczurzym ogonem w nosie. Albo w uchu, zamiast tunelu. Fetysz party bez pięści to nie to samo, kochana, a co dopiero bez gospodyni (bardziej dyni niż gospo), gotowej oplotkować cię tak, że cię własny psychoterapeuta nie pozna. Co tam narkotyki, przypadkowi partnerzy, gloryholes, dogging – prawdziwą adrenalinę daje tylko poczucie, że jak bekniesz, to opowie, ze się zrzygałeś, jak pierdniesz, to opowie, ze się zesrałeś, a jak się pocałujesz z kolesiem, to dowiesz się na mieście, że oddałeś się na gang bang wycieczce niemieckich seksturystów-emerytów!
Hrabina Roletti: Właśnie. To nie to samo. Bez tej dyni. No i w centrum, gdzie jakiemuś centrum do Kiercelaka. Ale serio mam taką SM-ową maskę. Może jednak pójdę posiać zdziwione zgorszenie.
Ordynatowa Podtworecka: Załóż. Ja założę maskę przeciwgazową z soksem na końcu (który był biały bardzo dawno temu). A na dół wdzieję pieluchę, przez którę dostrzec będzie można wyrazie rysujący się wzwód. Waham się, czy nie dołożyć damskich skarpetek-kabaretek, lekko zrolowanych. To by podkreśliło znoszone shoxy.
Hrabina Roletti: Ja myślałem o lateksowych kozaczkach na dwunastocentymetrowej szpilce od Anity Berg, gustownie wpuszczonym w nie dresie kreszowym który pamięta lata osiemdziesiąte, jakimś tureckim sweterku, również z epoki i nałożonym na to skórzanym biustonoszu z miseczkami w kształcie stożków.
Ordynatowa Podtworecka: Może żelazny cyckonosz z okuciami à la Juliette Noureddine? Ja jednak wybiorę szlachetna prostotę w braku-stylu-hipsterskim stylu i ograniczę się do rurek z krokiem w kostkach, na to haleczka z szyfonowego złotogłowu tyłem na przód na lewa stronę i do góry nogami, okulary comme de garçons bez szkieł noszone na upiętym ze sprezzaturą koku-na-cebulę z autentycznie nylonowych włosów zebranych frotką (lata dziewięćdziesiąte), do tego teczka kreślarska A1, żeby było widać artystyczność, nosidełko typu nerka na karku i nonszalancko trzy numery za małe sandały rzymskie na półpłaskim. W razie deszczu zarzucę na głowę pochodzący z limitowanej serii worek na śmieci z logiem BodyShop (biodegradowalny, a wręcz nawożący ziemię po wyrzuceniu, do tego wydający z siebie dobrana przez Serge’a Lutensa won tamaryszku, paczuli, trybady rozpierzchłej i komsomołu pastewnego oraz szemrzący najnowszymi mixami Moby’ego).