Archives for posts with tag: głowa

– Ja to jestem za stary na takie gimnazjalne party, że wszyscy puszczają muzykę z jutjuba i po godzinie 23 już za bardzo nie ogarniają.

– Dlaczego?

– Bo za wolno się upijam.

– Chiński znak na „dziękuję” (謝) odczytany dosłownie to jakby „strzelać (射) słowem (言)”.      

– W tył głowy?

– Tak, to jest taka wdzięczność ukryta, ale głęboka i przenikająca.

 

 

 

– W jakiej części ciała krewetka ma serce?

– W dupie!

– W głowie… ale podoba mi się twój tok myślenia.

– Co się tak przyglądasz? Mam coś na głowie?

– Nie. Patrzę się, żeby sprawdzić, czy nie masz.

– Boli mnie głowa.

– Ibuprofen?

– Poproszę.

– Proszę, oto pigułka gwałtu.

– Skoro gwałt już był, to raczej pigułka po.

– To jest niesamowite, ile tu wymalowanych, wypindrzonych dziesięcio-, dwunastolatek. Pełny makijaż, buty na obcasie i odkryty brzuch.

– A ci chłopcy, co tam grają w piłkę, tobym się nie zdziwił, jakby grali psią albo kocią głową, jeśli nie ludzką.

– O, mama woła dziewczynki na kolację.

– E tam, przypomina, że mają iść do pracy pewnie.

– Ciekawe, ile tu biorą za usługę.

– Za prezerwatywę się pewnie słono dopłaca.

– Nie no, chyba zwykle dopłaca się za seks bez zabezpieczenia.

– Gdzie tam, w Neapolu się dopłaca za zabezpieczenie, i to potrójnie!

 

– Wyobraźcie sobie, że byłem u lekarza i okazało się, że mam niedorozwój tego, no, robaka w mózgu.

– To w uchu?

– Nie, to w głowie!

– I co teraz?

– Do tej pory brałem leki na padaczkę, były super, ale nie działały.

– Bo w głowie są jakieś takie stawy…

– Nie stawy, tylko szwy.

– Ale to po angielsku nazywa się joint.

– Może i tak, joint to w końcu też staw.

Do Rubuka pisze na portalu randkowym całkiem wyględny czterdziestolatek i składa propozycję:

– Może chciałbyś mnie ogolić na łyso…?

– A nie wolałbyś jakiegoś fajnego fryzjera?

 

 

[Dwa fragmenty z powieści Johna Lanchestera Capital (Faber and Faber, 2012). Ogólnie nie wiem, co sądzić o tej książce. To znaczy, że naprawdę nie wiem. ]

‘I’ve got cancer,’ Petunia had said, with a sensation that she had bumped into something. People talked about the floor opening up beneath you, or the ground falling from beneath your feet, and things like that, but it wasn’t how Petunia felt; she felt as if she had walked into something invisible. Something which had always been there but which she hadn’t been able, and still wasn’t able, to see.

‘Not strictly,’ the doctor said. […] ‘Brain tumour is not a form of cancer. But you do have a tumour and I am sorry to say there is evidence that it is growing.’

Evidence – a heavy word.

*

The punchline was that she was now dying. Petunia’s story was an example of life’s capacity to go on being one thing, to be it more that it was possible to imagine, and then to be more of the same, only more intensely so. It was unbearable. And like so many unbearable things, it had to be borne. 

– Oks. O 20?

– Siur.

– Poza wyznaczonymi miejscami w barach, kawiarniach i restauracjach.

– ?

– Nieważne. Ciągle mam te głosy w głowie.

*

– Chcesz jakieś czipsy?

– Chyba nieeee.

– Mogą być naturalnie solone?

– Tak.

To może ogolisz mi głowę?

Ciągle ktoś chce, żebym mu golił głowę. A dla mnie golenie czyjejś głowy jest równie zajmujące, jak mycie komuś zębów.

– Czemu zakrywasz swój tatuaż na głowie?

– No bo od kiedy każdy się pyta, co to jest, to go ukrywam.

%d blogerów lubi to: