– Ładna broda.
– Tak, ale była ładniejsza, jak była krótsza.
– Dlaczego?
– Bo była jasna. To ciemnieje z długością.
– To tak jak z Murzynami.
Lekcja historii w liceum. Niewiele umiem, albo gorzej: nawet w przybliżeniu nie orientuję się, jaką epokę omawiamy. Nauczycielka (którą, jak pamiętam, czule nazywaliśmy „Rudą Wszą”), zadaje nam pytanie, co to jest „Wesoły Trzeci Świat”.
Zapada długa cisza, aż wreszcie jakiś kolega (nieznany mi) ratuje klasę i rzuca: „Na przykład Skandynawia…?”. Na co Ruda Wsza radośnie podchwyca i rozwija, podekscytowana, swoim skrzekliwym głosem: „Tak! Wesoły Trzeci Świat – czyli wszystkie takie okolice, które wystają jak cycek! Może być rozmnożony na kilka, na przykład Skandynawia, Bułgaria z Jugosławią czy Indie.”
Potem na jakiś czas wychodzi, a nam puszcza muzykę i każe ją rozpoznać, a wszystko w ramach przerabiania tematu „Polska średniowieczna”. Dopiero pod długim czasie uświadamiam sobie, co to za utwór. Ten oto dość mało znany, a genialny, prewagnerycki Schubert, od 4’45”:
Ragen Klippen
Dem Sturz entgegen,
Schäumt er unmutig
Stufenweise
Zum Abgrund.
– Robiłem chyba wszystko, co się da.
– Ale przecież ty nie lubisz seksu!
– Fakt, nie lubię.
– To po co się puszczałeś?
– Żeby się przekonać, czy coś mnie jednak w nim nie zainteresuje.
– A ten niezły, nie?
– No niezły, ale dziwny kształt tyłka.
– A chuj!
– Brak danych.
– Chuj wiele wyjaśnia…
– A jeszcze więcej komplikuje.
– Zapiszę to sobie.
– Nie, ja to sobie zapiszę.
– Czemu zapalasz z powrotem lampę?
– Gaszę…
– Zapalasz. Przecież przed sekundą podszedłem i zgasiłem.
– Aaa, nie widziałem.