– Drugi akt „Damy kameliowej” za nami, teraz przerwa i jeszcze jeden. Pierwszy był trochę nudny, ale drugi bardzo fajny. Mam nadzieję, że w trzecim akcie będą umierać w podskokach.
– To na zdjęciu to Gentiana?
– To chyba jest goryczka Kocha.
– … Lubi, szanuje, nie chce nie, dba…
– Prątkuje?
– To nawet lepiej! Wysoka temperatura sprawa, że kocha jeszcze bardziej!
– Rany, czy ten kotożerca naprzeciwko musi się tak dusić? Wrócimy z tej wycieczki z zapaleniem płuc.
– Przynajmniej nie będzie lekooporne, bo w dziurze, z której pochodzi, nie znają pewnie antybiotyków.
– Swoją drogą, to czy on ci nie wygląda trochę na prawą stronę? MW? ONR? NOP?
– Chyba POChP.
– Skoro mamy gotować, to włączę muzyczki.
– Tylko nie żadną niemiecką operę ekspresjonistyczną, bo nam się sosy w rondlach zwarzą.
– Nie. Zapuszczę swoją ulubioną operę Donizettiego.
– Niech zgadnę… Sir Gian Francesco w Etiopii lub coś równie niszowego?
– Annę Bolenę.
– Jak wesoło śpiewają! Czy ktoś umiera?
– Nie, to finał pierwszego aktu.
– Nikt nie umiera? Co to za opera!
– Nie teraz. Później.
– A kto?
– Zgadnij.
– A na co?
– Zgadnij!
– Na pewno była ciężko chora, na gruźlicę?
– Na zdradzicę. Fikcyjną.
Nad nutami, w balladowej wariacji osnutej na temacie pojawiającym się na początku, Chopin napisał doppio movimento, dwa razy żywiej. To fragment od 4’19”.