– Już przed wojną był konkurs na polski odpowiednik. Cytuję za internetem garść propozycji: „świętówka, dwudzionek, przedświątek, dwudniówka, wylotka, zefirówka, naturzanka, doboświątek, niedziałek, czasopęd, pokrzepiówka, świątecznik, ozoniak, przyśnięcie, przyświątka, wykapka, wydech, przewietrze, wywczaśnik, wytchniówka, odświeżka, saturniak , wyskok, wypoczka…” Sobiela i sobieleż to nowości. Mi osobiście najbardziej podoba się dwudzionek – bo nie określa tego, co podczas niego można/należy robić, a przecież taka jest idea weekendu. Dwudniówka, niestety, brzmi jak jakaś odmiana grypy żołądkowej, kiedy u człowieka występuje czasopęd jelitowy i wzmożony wydech… Wykapka zaś to już coś dla wenerologa…
– Czy „narodówka” to nie brzmi trochę jak grypa?
– Albo śliwka. „Robaczywa narodówka była przyczyną choroby mojej ciotki”.
– Dla mnie jednak grypa: „Moją prababcię zabiła hiszpanka, a babcię wykończyła narodówka”.
– Chyba między-.
– Chyba twoją.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry. Przyłóż mi.
– Mam ci przyłożyć?!
– Rękę do czoła.
– No, ciepłe. Ale nie wiem, czy cieplejsze niż u zagrzebanego w pościeli jamniczka.
– Przeziębiłem się wczoraj, wracając z koncertu.
– Tak, z pewnością. Zapadłeś na gruźlicę i mukowiscydozę. Chociaż ta ostania jest dziedziczna.
– To będę ją hodował, a potem wszystkich zarażę.
– Ale ona nie jest zaraźliwa!
– Moja będzie.
– Cześć. Co tam u ciebie? Ja wychodzę z grypy.
– Słabo zachorować, ale miło, kiedy da się wyjść. Ja się kładę. Ostatnio wstaję rano.
– Oo! Dobranoc zatem.
– No tak, kortyzol, mi każe/karze wstawać.
– Rozumiem. Subordynacja przez zaśnięcie.
– Niee, batem jest poranek. Sen jest fetyszem.