– Fajni chłopcy dzisiaj byli.
– Ale co mi z tego, jak stoję za barem.
– No co, ja to chciałbym mieć taką pracę.
– W sensie jaką?
– Że pójdę do kibla i se pomarzę…
– Po ścianie?!
– Nie, o nich. Ale też.
– A ty dzisiaj sam?
– Jak widać.
– Taki słomiany.
– No. I mogę kogoś tą słomą wypchać.
– Ha! Odkryłem prawdę o syjonistycznym spisku!
– Jaką znowu prawdę.
– Szana towa.
– No. „Dobrego roku”.
– Chyba dla Belzebuba. „Szana towa” to anagram… SZATANOWA!
– Oj tam, czepiasz się. Każdy lubi czasem fundnąć sobie jakiś nowy ciuch…
– A to co?
– Gin.
– Czemu akurat gin?
– Żeby przyszły dobre duchy.
– Od ginu? Jakie?
– No, dżiny!
– Aaa, chcesz, żeby ci poszedł dym z lampy!
– Bo widzisz, nieprecyzyjność i dezynwoltura w jego działaniach wskazują na to, że nie uważa mnie za godnego przeciwnika. A na bucie najłatwiej się pośliznąć.