– A to co?
– Gin.
– Czemu akurat gin?
– Żeby przyszły dobre duchy.
– Od ginu? Jakie?
– No, dżiny!
– Aaa, chcesz, żeby ci poszedł dym z lampy!
– A to co?
– Gin.
– Czemu akurat gin?
– Żeby przyszły dobre duchy.
– Od ginu? Jakie?
– No, dżiny!
– Aaa, chcesz, żeby ci poszedł dym z lampy!
– Pamiętam jak kiedyś w WKD-ce usiadłem zakładając nogę na nogę (a dokładniej kostkę na kolano), przez co świeciłem zupełnie czystą podeszwą w kierunku jakiejś pani. Owa pani (coś między sklepową z Sezamu a babą z dziekanatu) rzuciła w przestrzeń coś w stylu „Tak siedzieć butem do kogoś, kto to słyszał!”. Na co jeden z dwóch siedzących nieopodal studentów powiedział do kolegi: „A wiesz, że pokazywanie komuś podeszwy jest uważane za obraźliwe przez muzułmanów?” – na co pani zaperzyła się trzy razy bardziej i już się nie odzywała.
– A te książki pożydowskie są odgrzybione?
– Tak, były w konserwacji.
– To dobrze. Bo tak to jeszcze byście złapali jakąś grzybicę płuc od tego. Jako materiał niebezpieczny trzeba by je oznaczyć jakoś…
– Może taką gwiazdą Dawida stylizowaną na znaczek biohazard?
– O, byłaby złożona z takich półksiężyców.
– No, gwiazda Dawida z półksiężyców to rzeczywiście biohazard.
– Obłędny ten kelner. Wygląda jak blond mrówkojad. Ale niepokoi mnie to, że rzucił coś do mnie o muezzinie.
– Nie, on tylko powiedział buona sera w dialekcie neapolitańskim.
– W Egipcie wprowadzili takie prawo, że mąż może współżyć z żoną jeszcze pewien czas po śmierci.
– Można by to przedłużyć do kilku dni. Tylko wymagałoby to trudno dostępnych warunków chłodniczych.
– No tak, ale czy trzymana w chłodni nadal byłaby halaal?