Archives for posts with tag: jedzenie

– Zamówiłem coś do jedzenia.

– Aha…

– Nie bój się, nie jest to pizza.

– O! To może hinduskie?

– Też nie. Kompromis polega na tym, żeby nikt nie był zadowolony.

– No to wreszcie co zamówiłeś?

– Wiesz co, kurzy poślad!

– A czekaj, coś dzisiaj czytałem o kurach. Przeglądałem zeszłoroczne papiery, bo coś mi się zawieruszyło, i trafiłem na jakieś pismo urzędowe, coś z kurami, co to było…

– Z kurami? Co, teraz kury wam coś nabroiły? Ja rozumiem, że jest problem z krowimi plackami, ale żeby zaraz kury…

– A nie, inaczej. To był pismo, pod którym podpisała się pani Poślad!

 

 

 

– Głodny jestem. Opowiedz mi przynajmniej, co jadłeś w owym prawie prestiżowym lokalu.

– Hummus z grillowanymi warzywami i zupę z dyni.

– Obosz, od tego chodzenia na marsze aborcyjne zostałeś ekofemoweganką! A dostałeś do tego zen gotowany na parze i blanszowane chi?

– Przestań, mają tam też w karcie schabowego z ziemniakami.

– Chyba po to, żeby wiedzieć, że jak ktoś go zamówi, to trzeba go wyprosić.

 

 

– No i co zjadłeś?

– Nic nie zjadłem.

– No, przyznaj się, co zjadłeś.

– Mówię, że nic nie jadłem.

– Jak to nic nie jadłeś?! To zjedz coś!

 

 

– Trzeba im przyznać, że menu dali całkiem, całkiem i to z wyraźną nutą kuchni niemiecko-austriackiej.

– Dobrze, że grali dziś Mahlera, a nie Szostakowicza. Tak to by była tylko wódka i kawior…

– A gdyby grali Chopina? Może coś takiego, co kiedyś widziałem w gazecie – była to bardzo wyrafinowana potrawa z jakiejś snobistycznej restauracji (Tamka?), ponoć inspirowana preferencjami Chopina. Coś tam polanego musem z zielonych szparagów, co wyglądało jak odkrztuszona spieniona gruźlicza flegma.

 

 

– W Neapolu wszystko jedli mniej więcej świeże. Nie musieli przechowywać, bo wszystko było w morzu i na drzewach ciągle dostępne. Zresztą do całkiem niedawna nie mieli tam w ogóle lodówek.

– A jak chcieli coś przechować, to walili w garnki i krzyczeli na jedzenie, żeby bakterie się bały?

 

 

– Dziś kolację szykowała mi Gesslerowa, Makłowicz, Pascal, ten pedał, ten drugi Francuz, cala kuchnia Master Chef Junior, Middle i Senior! I to specjalnie dla mnie! Dali z siebie wszystko. Za tę współpracę każdy dostał po naklejce gwiazdce na fartuszek od Michelina! To arcydzieło kulinariów. Legenda. Mężczyźni płaczą, kobiety mdleją, chłopcy piszczą. Ale idzie, już nadchodzi wysłannik kuchni piekielnej, w zwolnionym tempie stawia każdy krok. I już, już teraz pięknie wygolony na łyso, wysoki, dumny ze swoich szefów kuchni wkracza On. Ten w fartuchu! do sali nr 3. Współwięzień z pokoju hotelowego od razu się ślini. Liczy ze chociaż coś spadnie mi z talerza. Oto danie. Dar od Bogów – dla Boga. Żwirek dla kota, zmielona pielucha i kubek bez ucha.

ucha ha

[Historia i zdjęcie podrzucone przez Tazia]

– Widziałeś te pieprzyki po wycięciu?

– Widziałem.

– I jak to wyglądało?

– Nieapetycznie. W sensie, nie chciałbyś tego jeść.

– Ten quiz cię pyta, co najchętniej robisz w wolnym czasie.

– Czytam.

– Nie ma takiej odpowiedzi. Mam zaznaczyć „inne”?

– Zaznacz „jem”.

Cheeseburger z frytkami i sałatką: 31,90zł

Czas oczekiwania na jedzenie: 15 min

Menu firmowane przez Ewę Chodakowską*: bezcenne

IMG_2858

————————————————————————————————

* Z wyliczeń z tego arcydzieła estetyki i bromatologii wynika, że garstka musli z chudym jogurtem ma tyle samo kalorii, co ćwierćkilowy hamburger. A sam jogurt 0% ma 132 kcal w 100 gramach…

– Idź, lepiej zrób mi kanapkę. I mi ją przynieś. Na kolanach. I błagaj, żebym ją zjadł, żebym się nie zagłodził na śmierć.

– Poświęcam ci właśnie wpis.

– A nie zjesz ze mną?

– Zjem. Jestem gotów poświęcić dla ciebie notkę, którą ci poświęcam.

– Wydaje ci się, że kogoś znasz, a potem widzisz, jak zamieszcza zdjęcia kotków albo jedzenia i coś w tobie umiera.

– Albo wysyła jakiś łańcuszek.

– Łańcuszek do trumny.

– Co ta śliwka jakaś taka?

– Może pestka wyszła z niej i przebywa samotnie gdzieś.

– To na deser kieliszek białego?

– Czemu nie, taka dekonstrukcja.

Zjawia się kelnerka.

– Coś białego byśmy, co pani poleca?

– Może to? Tu mamy 70% verdejo i 30% viury.

Viury! Znakomicie.

Podchodzimy do lady z wędlinami.

– Jeszcze parę plasterków czegoś? Może tego, ładnie wygląda, jak to się nazywa?

– To jest włoska curva

– Doskonale. Kurwa na wiórach.

– Oby moje dzisiejsze doświadczenia kulinarne nie okazały się prorocze: podgotowałem lasagne, zrobiłem sos, pokroiłem jabłka i sery pleśniowe, poukładałem, zalałem i – zobaczyłem, że piekarnik się nie podgrzał. Bo przestał działać. Mam teraz półsurową zapiekankę i pusty żołądek.

– Zepsuł się?

– Najwyraźniej. Jest nadzieja, że to bezpiecznik, bo wysiadł też jeden palnik, tzn. grzewnik elektryczny. Trzy pozostałe działają. Cóż, ciągnąc to dalej: da się korzystać z takiej kuchenki.

– Spójrzmy na to inaczej. Na dole masz sklep całodobowy. Jest też winda. Z głodu nie umrzesz, nawet jeśli zapiekanka nie dała rady, tudzież piecyk.

– Właśnie tej diety, jak ostatnio rozmawialiśmy, wolałbym nie kontynuować. Zakupy w nocnym i danie z mikrofalówki? Nie-e.

– Są też scenariusze pośrednie. Ani lazania, ani dania z mikrofali. Bo jednak nie mówimy o jedzeniu.

– No nie.

%d blogerów lubi to: