– Nadchodzi jesień, więc ludzie piją na potęgę, bo boją się, że nie przeżyją zimy.
– A wiosną piją z radości, że jednak przeżyli.
– Zimą z kolei piją, żeby przeżyć.
– Co innego latem. Wtedy piją na luzie, żeby sobie pożyć.
– Nadchodzi jesień, więc ludzie piją na potęgę, bo boją się, że nie przeżyją zimy.
– A wiosną piją z radości, że jednak przeżyli.
– Zimą z kolei piją, żeby przeżyć.
– Co innego latem. Wtedy piją na luzie, żeby sobie pożyć.
– Zima znów zaskoczyła: ledwo wpół do czwartej po południu i już zachód słońca. Zaskakujące.
– Zaskakujące, że tak wcześnie?
– Nie. Zaskakujące, że znów dałem się zaskoczyć.
– Wiedziałeś, że Strauss napisał September 20 września 1948?
Der Garten trauert,
kühl sinkt in die Blumen der Regen.
Der Sommer schauert
still seinem Ende entgegen.
Golden tropft Blatt um Blatt
nieder vom hohen Akazienbaum.
Sommer lächelt erstaunt und matt
In den sterbenden Gartentraum.
Lange noch bei den Rosen
bleibt er stehn, sehnt sich nach Ruh.
Langsam tut er
die müdgeword’nen Augen zu.
– Nareszcie październik.
– Dla mnie jesień to taka druga, lepsza wiosna.
– Dla ludzi w moim wieku to jedyna wiosna, jaką mają.
Syt żołędzi, dzik* wraca, las daje jeżyny,
Jesień strąca owocu różność, zaś wyżyny
Na skałach gron dojrzałość mnożą w pełnym skwarze.
Wówczas to przy twych wargach w krąg dziecięce twarze
Pieszczot proszą; dom czysty uczciwości strzeże,
Mlekiem ciężkie wymiona krów; gdzie trawy świeże,
Walcząc z sobą, rożkami bodą się koźlęta.
Przy ognisku ołtarza, w trawie leżąc w święta,
Gdy druhy wieńczą misę, Dionizosa tłocznie
Czcisz libacją lub w igrach z owczarzem nie spoczniesz,
Aż chybki oszczep w locie korę wiązów zetrze,
To znów ciało hartowne obnażysz w palestrze.
[Wergiliusz, Georgiki, II, 521-532, przeł. A. L. Czerny]
———————————————————–
* Oryg. „wieprz” [udoskonalenie mrówkodzika].
– Ty wiesz, po ile taki Heydrich, Eichmann mieli lat, jak planowali Holocaust?
– Trzydzieści?
– No, trzydzieści parę.
– O, to jesteśmy już w dobrym wieku na ludobójstwo!
– Możemy zacząć od tej twojej skąpiary. Zrobimy jej jesień z dupy średniowiecza!
Po oryginalnym koncercie spędzonym na niewygodnych krzesełkach, jesienią w Warszawie.
– Pośladki mnie bolą.
– O, rozmasować?
– Dam sobie radę. Jakoś się wyliżą.
– Rozstaliśmy się jakoś na początku marca.
– Dobry czas na rozstanie.
– Tak, mówi się, że na wiosnę się kolesie rozstają, a jesienią szukają sobie kogoś na zimę.
– Eh! voilà!
– Ej, ale nie mów tego, pokazując na mnie we wrześniu!
Idziemy Ogrodem Saskim. Część parku, nie wiedzieć czemu, jest odgrodzona drucianą siatką. Zastanawiam się na głos, że może przygotowują się na jakieś manifestacje czy coś. Rabbio wyjaśnia tonem spikera relacjonującego demonstrację w powszechnie znanej sprawie:
– To kasztany manifestują początek jesieni: będą gubiły liście. I kasztany.