– Mam totalnie nieobiektywny stosunek do symfoniki Brucknera.
– Nie musi być obiektywny. Mi zwykle wystarcza, żeby nie był czołobitny.
– Mam totalnie nieobiektywny stosunek do symfoniki Brucknera.
– Nie musi być obiektywny. Mi zwykle wystarcza, żeby nie był czołobitny.
– Wiem!
– Co?
– Co mi nie grało, jak się dziś spotkaliśmy.
– No?
– Przez to, że stałeś niżej na schodach, twoja głowa była po raz pierwszy poniżej mojej.
– Ha, całe życie na kolanach!
Był rok 2014, a ja ponownie byłem członkiem międzynarodowego komitetu przyznającego nagrodę Nobla w dziedzinie perfum. Trzy finałowe kompozycje z jakichś powodów nie występowały we flakonach, tylko w cienkich strzykawkach, jak do szczepionki. Wraz z dwoma innymi członkami jury wstrzykiwaliśmy każdy z zapachów w puchowe kurtki, a dokładniej kieszonki na ramieniu, takie z pionowym suwakiem.
Na laureata wybraliśmy zielonkawy, niemal całkowicie bezwonny zapach z oznaczeniem GRU. Po obradach czekaliśmy na oficjalną ceremonię w szerokim korytarzu umeblowanym jak dawny orbisowski hotel – wszystko czuć było sklejką i kurzem.
Spotkałem koleżankę z dzieciństwa, której dawno nie widziałem – okazało się, że ona należy do gremium nagradzającego najlepszych tancerzy baletu młodzieżowego. Potem przez megafon mówiono coś o Ameryce, więc ja na kolana padłem i uczyniłem znak krzyża.
Zauważył to przechodzący obok Dick Cheney i zaczął głucho protestować: „Nie! Nie! Nie! Nie!”. Powiedziałem, że się modlę, a on na to, że klęczę jak rycerz, na jednym kolanie, a to nie pozycja do modlitwy. Po czym, nie przestając pohukiwać, zniknął w końcu korytarza. Wtedy zrozumiałem, że chyba już mnie więcej nie zaproszą do prac w komitecie.
– Czemu lektor w tramwaju mówi „Warsaw Rising Museum”? Myślałem, że „powstanie” to uprising, a rising to takie… No, zwykłe wstanie.
– No, bo Polska wreszcie wstała z kolan.
– I tak Polska wstała z kolan.
– Żeby wypiąć dupę?