– Jak tam? Bisurmanisz się?
– Oj, nieee. Z siedmiu grzechów głównych zostało mi tylko nieumiarkowanie w jedzeniu.
– Przydałyby Ci się dysrekolekcje… wielkopsotne zamiast wielkopostnych. Jako się kiedyś rzekło, środa to mała sobota. A środa popielcowa to mały wielki piątek.
– Niepokoi mnie ta retoryka… Dokąd prowadzi ona?
– Do nierozerwalnego amalgamatu rozkoszy i cierpienia! Archetypiczna syzygia ofiary i oprawcy. A poza tym całkiem fajna zabawa. Choć zawsze wolałem nierzadnicę i antychrysta.
– Naraz? Fajna zabawa? Wciąż nie jestem pewien, do czego zmierzamy.
– No, trochę naraz, bo we współzaprzęgu. Jak Mistrz i Małgosia. Wzajemne ustawienie jest przeciwne, 180st, ale kierunek ten sam. A do czego zmierzamy? Nie wydaje mi się, żebyś lubił klimat uprzęży, więc raczej donikąd.
– „I mądry jesteś tak, że aż słów podziwu brak, dlaczego, powiedz mi, tak mało wieeeeesz?”
„Kupiłem sobie mundur i czapkę gestapo, bo ja mam masterplan, masterplan na to. Spojrzałem chłodno ściągnąłem usta wąsko i z zawziętą mordą wziąłem się do obowiązków. Dla ciebie błysnę męskimi zębami, uważaj, bo w twarz dostaniesz kochanie, skarcę cię raz i drugi, będzie fajnie, Jawohl, mein Führer und raus polnische Schweine „
– Auć… „«A całujże mnie pani!». I tymi nagimi tyłkami do siebie się wypinały i doskakiwały w akompaniamencie bogatej fonetyki obiecanek wzajemnych”.
– Czy to było „auć” aprobatywne?
– Raczej niekoniecznie.
– Czy to „raczej niekoniecznie” było eufemiczne?
– Również niekoniecznie. Aczkolwiek gestapowskie czapki to dla mnie temat dość nowy. Właściwie zupełnie abstrakcyjny.
– Nie no, dla mnie też. Te kostiumy budzą we mnie rozbawienie, a śmiech jest wrogiem seksu. Można się śmiać po, nawet przed, ale nie w trakcie.
– Tak zupełnie nie można?
– Trochę można.
– To ja już nic nie rozumiem!
– Trochę, ale nie tyle, żeby śmiech rozładował napięcie.
– Dziękuję za to bezcenne pouczenie!