Mam taką ksiażkę: Król mrówek Herberta. Proza poetycka układająca się w minieseje na tematy mitologiczne, zwykle o mitach mniej znanych albo ich mniej popularnych wersjach, interpretacjach.
Nie kupiłem tego, tylko pożyczyłem od Agnieszki, przyjaciółki z późnego liceum i studiów. I można powiedzieć, że mi ta książka została. Nie dałem rady jej odnieść rodzicom Agnieszki. Raz tylko widziałem jej matkę – uderzyło mnie, jak jej córka była do niej podobna. Ona też nigdy przedtem mnie nie widziała. Spojrzała na mnie, powiedziała do mnie po imieniu i oboje zaczęliśmy płakać.
Zostawiłem więc książkę sobie. Ostatnio czytałem ją dość dawno temu. Od kilku lat nie zaglądałem do niej nawet. Zabierałem ją ze sobą przy każdej przeprowadzce, ale bez otwierania.
Niedawno znajoma opowiedziała mi o wrażeniu, jakie zrobił na niej pierwszy utwór z tego tomu – o Hermesie, Eurydyce i Orfeuszu, ale widzianych inaczej. Postanowiłem zajrzeć do Króla mrówek i przypomnieć sobie, jak to dokładnie było.
Otworzywszy książkę, znalazłem w niej niedużą kopertę z nadrukiem GALERIA FITNESS CLUB TURBOO. Kiedyś były w niej zaproszenia na sylwestra w tym nieistniejącym już od ładnych paru lat klubie. Obok nadruku przybity ex libris mojego ówczesnego faceta, z pewnością dla żartu, a po lewej napisane niestarannie moją ręką:
Xanax 1mg, zacznij od ¼ tabl.
W środku kilka charakterystycznych fioletowych tabletek.
*
Chowam kopertę z powrotem do książki.