– Wpisałem do słownika polsko-angielskiego „kaznodziejstwo”. Nie znalazło, ale w zamian zaproponowało mi po kolei: „złodziejstwo”, „zdzierstwo”, „wodolejstwo” i „kazirodztwo”. Zauważyłem też, że missal brzmi tak samo jak missile, przynajmniej w wymowie brytyjskiej. To się dopiero nazywa antykontrreformacja.
– Rozmawiałem kiedyś z nowo poznanym kolesiem, że wbrew nazwisku wydaje się raczej ciepły. A on się zaczął zastrzegać, że nie jest gejem.
– Co raczej oczywiste. Żaden gej nie użyłby peerelowskiego eufemizmu „ciepły” na określenie geja. Geje tytułują się nawzajem ciotami i pedałami, to tak, ale „ciepły” albo inna „parówa” to są słowa, których użyje tylko heteryk.
Po tych frazach w ostatnich miesiącach trafiano przez wyszukiwarki na mrówkodzika:
antonimy do slow wlosy , formy, tapczan
wzglad o wyglad?
jamniczek piosenka nuty flet
zmyslona historyjka jak w zargonie
zycie w kalmarze w szwecji
odglos przesuwania szafy z
przełożona ścierka na ręku kelnera
kurwa saficka
czy gnojek to wulgaryzm?
a ty matulu a chtóz
rudy zarost geja
maja komorowska ciotka belgia
apsiuk
wanda chotomska – taki duży
victor hugo abstrakcje
lizbijki jak lubie zwierzenia
kremacja gay kutas
eufemizm cipki
monika olejnik balety porno
– Dzięki twojej ostatniej działalności zainteresowałem się jidyszyzmami. Wiesz, że tego w polszczyźnie jest od cholery?
– Domyślam się, ale nie umiem żadnego wymienić.
– To w większości zapożyczenia leksykalne, typu „bajgiel”, „rejwach” albo „belfer”. Są też charakterystyczne składniowe, mylenie biernika z dopełniaczem w dopełnieniu i tak dalej. Jak w dowcipie o żydowskim pedofilu, który mówi: „Chłopczyku, chcesz kupić cukierek?” Ale i tak najlepsze są w angielskim. To nagłosowe powtórzenie schm- jest właśnie z jidysz!
– Na przykład?
– Na przykład moody – schmoody, albo marathon – schmarathon, Boston – Schmoston.
– Po polsku też tak można! Wrocław – Szmocław, Kraków – Szmaków…
– Warszawa – Szmarszawa? Hm…
– Ale! Katowice – Szmatowice!
– Ha! I Kielce – Szmelce!
Dziś z kolei był mi potrzebny synonim do słowa „piwo”, najlepiej taki zabawniejszy, bardziej wyluzowany. Wśród propozycji, jakie zaoferował mi internetowy słownik, znalazły się:
boski napój, gin, grzanka, koniak,
mocz starego pawiana, mózgotrzep,
utrwalacz, warzone, wino, woda ognista, żubr.
– Co to tak wyje?
– Wyje?
– No dzwoni!
– Nic nie słyszę…
– Buczy!
– Czajnik…?
– A no właśnie!
A propos poprzedniego wpisu: rozpowszechnił się ostatnio zwyczaj nazywania majowego długiego weekendu majówką. Idąc za ciosem, proponuję nazywać długi weekend bożocielny piknikiem, a Wigilię – pasterką. Okolice Wszystkich Świętych i Zaduszek zaś swojsko – mogiłką. Urlop można by określać mianem wyjazdu, niezależnie od tego, jak się go spędza, zimę nazywać sanną, niezależnie od pogody, pracę – stresem, narty – złamaniem nogi, pieniądze – zakupami, niedzielę – odpoczynkiem, a tydzień – dla przykładu poniedziałkiem:
– Odpoczynek spędzam dosyć pracowicie i w trakcie wyjazdu nie ruszam się z domu na krok, bo będę musiał zaglądać do stresu. Zresztą i tak strasznie deszczysta sanna i złamanie nogi nie wchodzi w grę.
– Ja wziąłem sobie wolny czwartek i piątek w tym poniedziałku, bo rodzice organizują pasterkę. Nie byłem u nich od mogiłki, a chcą pożyczyć zakupy.
Po promocji połączonej z koncertem, w kuluarze, toczą się poważne dyskusje:
– A Word, jak się napisze, że ktoś o coś pyta, to podkreśla słowo „pyta” i wyświetla komunikat: „wskazany wyraz jest uważany za wulgarny”.
– Tak, kojarzę! Kwestię pyty po raz pierwszy przedstawił mi pan Piotr!