– Na taką okazję podałbym coś lekkiego, lecz wykwintnego. Może carpaccio z ogórka garnirowane crème fraîche?
– Brzmi świetnie, a co to?
– Mizeria ze śmietaną.
– Na taką okazję podałbym coś lekkiego, lecz wykwintnego. Może carpaccio z ogórka garnirowane crème fraîche?
– Brzmi świetnie, a co to?
– Mizeria ze śmietaną.
– Dziczek od kilku dni chodzi po domu i nuci „Falke, Falke…”. Nie wiem dokładnie, ale może przechodzi jakąś metamorfozę w sokoła, albo mu się „Kobieta bez cienia” przypomniała (mam nadzieję, bo nie do końca wiem, czym się karmi sokoły żyjące w blokowych mieszkaniach).
– Ja cię bardzo przepraszam, ale według dzisiejszych standardów deweloperskiej nowomowy nasze 50 metrów kwadratowych w kilkupiętrowym bloku z lat 50. to nic innego jak APARTAMENT w SECESYJNEJ KAMIENICY! Trochę godności!
Idziemy przez duży park. Nad stawami górka, na górce ma być jakiś budynek, pewnie wieża ciśnień, w mapie nazywa się to Temple de l’Amitié. Zbliżamy się. Widzę coś, co wygląda na wejście do wilgotnego lochu.
– I to ma być ta świątynia przyjaźni? – pytam powątpiewająco.
– Nie, tamto obok – odpowiada, wskazując na żółtą budę w krzakach paręnaście metrów dalej.
– Aha, zatem ta zakratowana dziura to pewnie świątynia miłości.