– Właśnie po raz pierwszy w życiu zobaczyłem w akcji prezentera pogody z TVN Macieja Dolegę. I nie wierzę. Nie wierzę w jego wymowę (zespół gulgotań i seplenień), w jego fonetykę (niepoprawne uproszczenia w wymowie), w jego intonację (dresiarz podrywający niunie na dysce), w jego poruszanie się (coś między rozkołysaną bielanką a instruktorem salsy) ani w jego strój (akurat na popołudniowego drinka na jachcie w Saint-Tropez). Jestem człowiekiem o wiele za małej wiary jak na oglądanie telewizji.